Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (1) cz.1
czyli o piekielnych teletubisiach, Zdzisiu i samotnych duszach chodzących do łazienek.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (1) cz. 2
czyli o geografo-krecie, ciasteczkach i nieprzyjemnym incydencie z zegarem.
- Siadaj - skinął na mnie, ale nawet nie obdarzył spojrzeniem. Jedynie przetarł twarz dłońmi, jakby chciał się rozbudzić.
- Oj, niech się pan tak nie przejmuje! - pocieszyłam go i podeszłam do biurka, nachylając się nad załamanym nauczycielem.
Pochylał się tak nisko nad blatem, z zaplecionymi rękoma za głową, że mogłabym uznać, że zasnął. No cóż, nie dziwię się. On siebie słucha przez całe życie.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (2) cz. 1
czyli o niewychowanej policji, problemach technicznych i przyjacielu nie od serca.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (2) cz. 2
czyli o braku krzeseł, kazaniach i wyjątkowo przystojnych praktykantach.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (3) cz. 1
czyli o ptakach stymfalijskich, prawie jazdy i półbogach.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (3) cz.2
czyli o uroczych pogawędkach w samochodzie, prostytutkach i martwym ptaku.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (4) cz.1
czyli o szalonych rozpiskach, domkach obozowych i no.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (4) cz.2
czyli o dzisięcio-gwiazdkowym hotelu, łyżeczkach, przemielonych hot-dogach i tym Dionizosie.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (5) cz.1
czyli o niewiernych przyjaciołach, rozmowach przy wschodzie słońca i Włoszech.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (5) cz.2
czyli o lunatykowaniu, psychologistykach, rozwiązanych sznurówkach i dobrych znajomych.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (6) cz.1
czyli o starszofilii, partyjce pokera i zażartej dyskusji z bogiem seksu.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (6) cz.2
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (1) cz.1
czyli o piekielnych teletubisiach, Zdzisiu i samotnych duszach chodzących do łazienek.
– Słucham. Bitwa o Anglię. Rok?
Achhhh… To ta, gdzie teletubisie zestrzeliwały Rusków? Nie…?
- Omm…
- To nie medytacja, dziecko.
Niech żyje dowcip mojego historyka. Naprawdę, powinien
dostawać za takie odpowiedzi humorystyczne Noble.
- Nie widzę różnicy pomiędzy medytacją a lekcją historii,
panie profesorze – odpowiedziałam spokojnie, miło się uśmiechając. – Na jednym
i drugim najchętniej by się spało.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (1) cz. 2
czyli o geografo-krecie, ciasteczkach i nieprzyjemnym incydencie z zegarem.
- Siadaj - skinął na mnie, ale nawet nie obdarzył spojrzeniem. Jedynie przetarł twarz dłońmi, jakby chciał się rozbudzić.
- Oj, niech się pan tak nie przejmuje! - pocieszyłam go i podeszłam do biurka, nachylając się nad załamanym nauczycielem.
Pochylał się tak nisko nad blatem, z zaplecionymi rękoma za głową, że mogłabym uznać, że zasnął. No cóż, nie dziwię się. On siebie słucha przez całe życie.
- Co ty jeszcze ode mnie chcesz, panno Rowllens. Kazałem ci usiąść.
- Przyniosłam panu ciasteczko- oznajmiłam i wyciągnęłam w jego stronę okrągły czekoladowy placek, który wzięłam od dyrektora.- Tutaj jest nadgryzione, ale spokojnie, jestem zdrowa.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (2) cz. 1
czyli o niewychowanej policji, problemach technicznych i przyjacielu nie od serca.
– Poza tym ty nie masz kalendarza.
- A, zdziwiłabyś się. Potrzebowałem się dowartościować i sobie kupiłem taki mały, ładny kalendarzyk z żurawiami.
Z każdym jego słowem moje brwi unosiły się coraz bardziej w górę
- I cierpisz z tego powodu, jak mniemam?
Przewróciłam oczami.
- Oczywiście. To wryło mi się w pamięć. Już zawsze będę pamiętać moment, w którym moja szkoła zrobiła jedno wielkie BUM.
- Bum?
- Bum.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (2) cz. 2
czyli o braku krzeseł, kazaniach i wyjątkowo przystojnych praktykantach.
- Nie wiesz o mnie nic.
- Masz szesnaście lat, szesnaście i pół. Przeskoczyłaś klasę. Jakim cudem, masz raczej słabe stopnie.
- To przez szkołę- mruknęłam zirytowana.
- Mieszkasz sama z matką, na jakimś osiedlu, nie pamiętam gdzie. Jak miałaś cztery lata, zadzwoniłaś na policję, bo nie mogłaś znaleźć pluszowego zająca, ale że zając nazywał się Mumu, gliny uznały, że porwano ci mamę, a ty po prostu nie umiałaś mówić jeszcze po angielsku. Oskarżyłaś sąsiada- rzucił kpiąco, ale zanim zdążył coś dodać, przerwałam:
- Dobrze, starczy! To dlatego, że mieliśmy w przedszkolu zajęcia o bezpieczeństwie…! I skąd to wiesz?
- Jak cię przesłuchiwali poczytałem twoje akta na korytarzu- rzucił lekko.- Masz urocze zdjęcie w aktach. Zawiodłem się, że w realu nie masz zeza.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (3) cz. 1
czyli o ptakach stymfalijskich, prawie jazdy i półbogach.
I nagle coś mnie tknęło.
- Nick… - Przypatrzyłam mu się. – Ty masz szesnaście lat.
- Łał. – Pokiwał z szacunkiem głową. - Skapnęłaś się po dwunastu latach. Kocham cię, kicia, niech żyje refleks.
Milczałam przez chwilę.
- Czy ty prowadzisz samochód?
- A co mam innego robić?
- Nick. Ale ty nie masz prawa jazdy.
Chłopak popatrzył się na mnie przeciągle i zabrał swoją dłoń z powrotem na kierownicę.
- Naprawdę to jest twój największy problem w tym momencie? Że mam szesnaście lat i prowadzę samochód?
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (3) cz.2
czyli o uroczych pogawędkach w samochodzie, prostytutkach i martwym ptaku.
- Nie wyjeżdżaj mi tu z żadną ‘chica’, Włochu jeden- zawołałam, unosząc rękę i wskazując na niego ostrzegawczo palcem, jakby ten gest miałby dodać mi groźności.
- Właściwie, jak już, to „Hiszpanie jeden”. Chica to hiszpańskie słówko- poprawił mnie z obojętnością.- Ale mogę cię zapewnić, że jestem stu procentowym Amerykaninem z Angielskim pochodzeniem jedynie. No i może greckim po ojcu. No wiesz, bogowie greccy. Tak jak ty z resztą- dodał, zerkając na mnie i lekko unosząc kąciki ust. Jeżeli chciał mnie tym wkurzyć, to mu się udało.
- Nie jestem żadnym grekiem! Ani ty!
- Jesteś- posłał mi przesłodzony uśmiech i mrugnął jednym okiem. Zacisnęłam dłonie w pięści i zagryzłam wargę, kiwając z politowaniem głową, żeby tylko nie wybuchnąć.- Czy byłoby bardzo źle, jakbym teraz walnął, żebyś nie udawała greka?
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (4) cz.1
czyli o szalonych rozpiskach, domkach obozowych i no.
- Poszedł bym do niej, ale kicia chce zobaczyć obóz. Fajnie, że przyjechała wcześniej.
- I chwała jej za to, że przyjechała- oznajmiła Amy, posyłając Nicolasowi szeroki, wilczy uśmiech.- Nie mogę się doczekać aż jej opowiem.
- Opowiesz...?
- Opowiem- przytaknęła.- Opowiem o słynnej... no, że mamy nową koleżankę w obozie.- Popatrzyła się na mnie i chyba się nie pomylę, jak powiem, że skłamała mi w żywe oczy, usprawiedliwiając się tylko tym, że: - Eva po prostu lubi poznawać nowe osoby.
- Amy, nawet nie próbuj...- zaczął Nick, ale blondyna już go nie słuchała. Zrobiła niewinną minkę, jakby zapomniała o tym, o czym przed chwilą mówiła.
- Ślicznie wygląda, mordeczka, wychudła przez ten rok – dodała Amy.
- To niech ona może lepiej ci opowie o tym, jak to zrobiła- mruknął Nicolas.- Skorzystałabyś.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (4) cz.2
czyli o dzisięcio-gwiazdkowym hotelu, łyżeczkach, przemielonych hot-dogach i tym Dionizosie.
- Okradłeś cały hotelowy bufet?
- Teraz, o ile dobrze pamiętam, sama wsiadłaś do tego samochodu. Znowu.
- Niby tak, ale dopiero jedzenie mnie przekonało- zbyłam go.
- Już nie jestem porywaczem?- prychnął rozbawiony.
- Jesteś. Ale teraz daję się porywać. I nie myśl, że to z twojego powodu; darmowe jedzenie kusi.
- Ktoś musi ci przybliżyć definicje porywania- skwitował, zerkając na mnie ze swoim cynicznym uśmiechem na ustach, po czym obrócił głowę w kierunku jezdni.- Przynajmniej w końcu jakieś postępy.
- Och, no pewnie- zawołałam rozbawiona.- I tak uważam, że dojedziemy do jakiegoś rowu, ale stamtąd ucieknę bez problemu. Chyba, że to kryjówka twojej sekty i wyjdzie ośmiu rosłych chłopów. Wtedy będę mieć problem.
- Znajdzie się paru takich w Obozie- rzucił lekko.- Rowllens, zapewniam cię, że to nie jest sekta, tylko coś jak…wakacyjny obóz. To będą takie urocze wakacje.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (5) cz.1
czyli o niewiernych przyjaciołach, rozmowach przy wschodzie słońca i Włoszech.
Nick puścił jej oczko i odpowiedział:
- Jasne. Poszukam jej, ale potem. Oprowadzam kici… znaczy nową.
Dziewczyna obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem niebieskich oczu. Nie odwróciłam wzroku- wpatrywałam się w jej tęczówki z pewnością siebie i spokojem.
- Znacie się? – zwróciła się do Nicolasa, ignorując mnie.
Chłopak wzruszył ramionami i odezwał się szarmancko:
- To moja przyjaciółka, Kari.
W końcu (kiedyś to musiało nastąpić) nie wytrzymałam i rzuciłam ze spokojem:
- Wybaczcie, że przerywam wam tę emocjonującą grę wstępną, ale z Nickiem spieszyliśmy się... – w myślach popatrzyłam na listę rzeczy, gdzie moglibyśmy iść. Wybrałam jedną opcję. A były dwie, ale ze względów technicznych kuchnia niestety chyba nadal nie obsługiwała interesantów. I dobrze, jeszcze ta dziunia by sobie pomyślała, że lubię jeść. Nie żebym nie lubiła, ale ona akurat tego nie musiała wiedzieć. - ...do lasu. Wiesz, spotkania ściśle tajne przez poufne.
czyli o lunatykowaniu, psychologistykach, rozwiązanych sznurówkach i dobrych znajomych.
- Alex ustąpił miejsca Sabinie. I dzięki bogom, bo równie dobrze zwycięzcę Turnieju moglibyśmy ogłosić już jutro, kiedy wylosujemy drużyny.
- Tak? I myślisz, że kto to by był?
- Proste. Ta z największymi cyckami.
Usłyszałam ciche westchnienie.
A ja powstrzymałam atak śmiechu, rozbawiona prostolinijnością tej dziewczyny. Nie ma co, podobała mi się ta odpowiedź.
- Przeprowadzaliście tą ankietę tylko wśród dziewczyn?
- Nie,- przyznał Simon- jednak nie wszyscy odpowiadali szczerze. Niektórzy dla zabawy, niektórzy byli przygotowani przez innych jak odpowiadać…
- Właśnie. Niektóre dziewczyny namawiały innych, żeby głosowali na przykład na Nicolasa- dodała dziewczyna.- Cóż, nie żebym miała coś przeciwko takiemu wynikowi. Jakby została ich trójka, wniosłabym o zasadę, że po każdej z planszy, sędziowie muszą zdjąć koszulki i…
- Nie- przerwał jej Simon.- Olivia. Nie.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (6) cz.1
czyli o starszofilii, partyjce pokera i zażartej dyskusji z bogiem seksu.
- Oj nie ma mowy – zaśmiał się, zapinając zegarek na nadgarstku. – To nie byłaby randka ze mną, tylko z tobą. Podejrzewam, że odpowiadałabyś za mnie na wszystkie pytania.
- Mój Boże, jak ty mnie dobrze znasz – westchnęłam, biorąc go pod ramię. – Z kim i gdzie?
- Z Chejronem w wielkim domu – odpowiedział, szczerząc się do mnie jak głupi. Momentalnie od niego odskoczyłam, przywołując niesmak na twarz.
- Nicolas, wiedziałam, że jesteś dziwny, ale zoofilia?
- A Chejron jest faceeteem – zaświergotał, łapiąc mnie szybko w talii i przyciągając do siebie. – No, przynajmniej w połowie. W drugiej połowie jest...
- ...koniem. Pierdoło... – jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. – Dobrze, że nie ma pięciu lat i winorośli owiniętej wokół du...
- On ma parę tysięcy lat – oświadczył Nick, kiwając z powagą głową. – Chyba nie istnieje coś takiego jak starszofilia.
- Skończ – poprosiłam, rwąc z drzewa jednego liścia i mnąc go w dłoni. – Po prostu skończ.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (6) cz.2
czyli o tym, jakie skutki może mieć narada, dyskryminacji, przystojnym blondynie i wsparciu uczestniczki.
- Graj, Esmeral, graj. Uśmiechnij się- syknęłam do niej, porozumiewawczo kiwając głową, starając się wyglądać na tak rozbawioną jak wszyscy wokół.
- Vicky, ale ja…- zaczęła, próbując wyswobodzić nadgarstek z mojej dłoni.
- Czyli wy dwie chcecie wziąć udział w Turnieju?- zapytał Milos, przeuroczy kretyn i rasista w jednym.
- Tak!
- Nie?
- Tak -poprawiłam Es dobitnie i uśmiechnęłam się do Milosa promiennie. Kiedy Esmi kopnęła mnie w kostkę, puściłam jej rękę i dodałam:- Czyli wszystko pięknie. Znalazłam drugą ochotniczkę i bardzo chętnie dołączymy się do którejś z grup.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (7) cz.1
o obieraczkach, kartotekach, a raczej segregatorach, cenach smyczy i zbyt opanowanych ludziach
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (7) cz.2
o kojarzeniu ludzi, Turnieju i liczeniu zasad narady
o obieraczkach, kartotekach, a raczej segregatorach, cenach smyczy i zbyt opanowanych ludziach
- Mam przyjaciela do sprzedania – zwrócił się do Evy,
łapiąc Sebę i stawiając go przed sobą.- Glanc nówka nieśmigana, po promocyjnej cenie
za paczkę „Prezydentek”. – Mówiąc to, okręcał go, prezentując go z każdej
strony. – Mogę dorzucić Felixa, jak już wróci.
- Chyba będę ich musiała trzymać pod łóżkiem –
zastanowiła się Eva, przejeżdżając Sebastiana z góry na dół wzrokiem. Zrobiłam
krok i ustawiłam się obok niej, zaplatając ręce za plecami. – Ale paczka
„Prezydentek” to trochę wygórowana cena. Nie dałabym pół nawet za ciebie,
Nicolas.
- Weź ich – stwierdziłam. – Dorzucę ci Nicka w gratisie,
pod warunkiem, że pomożesz mi odebrać od niego te „Prezydentki”. – Cokolwiek to
było, chciałam to zobaczyć. A jeśli to było żarełko, to zjeść. Trzeba korzystać
z życia.
- Cholera, kicia, następnym razem sama sobie będziesz
kupowała czekoladę – stwierdził Nick, na co pokazałam mu język.
- I tak nie lubiłam tych truskawkowych, co mi kupowałeś –
oznajmiłam, a on udał, że chwyta się za serce. Oczywiście, że lubiłam te
czekolady, ja lubię każdą czekoladę, ale nie musiał o tym w tamtej chwili
wiedzieć. Kiedyś mu sprostuję.
- Ale jak widać je wżerałaś – odparował, mierząc mnie
wzrokiem. No cymbał.
- Wiesz, Eva, możesz go sobie wziąć w zupełnym gratisie,
nawet ci te całe „Prezydentki” dorzucę.
- Ale będą mi hałasować – powiedziała, opierając brodę na
pięści. – I brudzić. Wiesz, jak faceci brudzą?
- O, wypraszam sobie – rzucił Sebastian, kładąc ręce na
biodrach. – Umiem nawet obsługiwać miotłę, ziom! Nie dyskryminuj mnie.
- Sebuniuniu – zacmokała Eva, kręcąc głową. – Ale smycz
kosztuje.
- Jesteś okropna. Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (7) cz.2
o kojarzeniu ludzi, Turnieju i liczeniu zasad narady
- Rozpoczęcie zaczyna się o dziewiątej rano…
- Tak wcześnie?- jęknęłam odruchowo, po czym dodałam,
patrząc na Es:- Jak tak, to niech się później nie dziwią, że nic mi nie będzie
wychodzić…!
- O bogowie, właśnie- poparła mnie i wykrzywiła usta.- Za
mało…
- Uwaga, wprowadzam zasady tego spotkania!- zawołał
Milos, skupiając uwagę na sobie. Wszyscy spojrzeli na niego zdumieni, tą
gwałtownością zmiany tematu. Jednak wszystko stało się jasne, kiedy mój
przyjaciel wyrecytował zasadę numer jeden:- Victoria Rowllens nie odzywa się do
mnie i nic nie komentuje. Kolejne zasady dojdą w trakcie.
Wspominałam coś kiedyś o dyskryminacji, cholera?
- Widzisz? A mówiłam, że zapamiętanie mojego imienia i
nazwiska dobrze ci zrobi- wyszczerzyłam się słodziutko, tym samym wzbudzając
śmiech wszystkich wokół.
- Nie łam zasad!- pisnął chłopak, a ja z Es popatrzyłyśmy
na siebie, rozbawione jego tonem i obie z trudem powstrzymałyśmy śmiech.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (8) cz.1
o cholernych porankach, pomarańczowych bandankach, wf-istach, handlowcach, prawie wygranej olimpiadzie matematycznej i telefonach
o cholernych porankach, pomarańczowych bandankach, wf-istach, handlowcach, prawie wygranej olimpiadzie matematycznej i telefonach
- Zamknij się Nicolas. – Uśmiechnęłam się do niego
słodko, po chwili wracając spojrzeniem na stojącą blondynkę. Ta z rozwalającym
uśmiechem podała mi rękę, przesuwając okulary na nosie w górę.
- Gabriela, niestety mieszkam blisko tej twojej pierdoły i mam to nieszczęście czasem spotykać go na posiłkach. Chyba, że mnie unika. – Posłała Nicolasowi pseudo-groźne spojrzenie, na którego widok chłopak parsknął śmiechem. – Następnym razem mi powiedz, kiedy przyjeżdżasz, bo zaczęłam cię nawet po naszych obozowych bunkrach szukać.
- Mamy obozowe bunkry? – spytałam, po chwili wskazując na Nicka. – Możemy go tam zamknąć? Proszę?
- No olaboga, kicia, czemu ty mnie zawsze chcesz zamykać? – zdenerwował się Nicolas, zaplatając ramiona na piersi i patrząc na mnie z góry (co wcale nie było zabawne, bo był ode mnie wyższy o prawie głowę). – Byliśmy w kuchni, koło lodówki, chciałaś mnie tam wsadzić, żebym się zamroził.
- Nieprawda, tam było za dużo jedzenia, nie opłacałoby mi się to. – Wywrócił oczami. – Chyba, że bym to wszystko wyjęła. I zjadła. To tak, zamiast mogłabym tam ciebie włożyć.
- Przechodziliśmy obok więzienia, a kicia „Ej, Nicolas, patrz, tam powinni być twoi współlokatorzy!”. – kontynuował Nicolas, na co tym razem ja przewróciłam oczami.
- Gabriela, niestety mieszkam blisko tej twojej pierdoły i mam to nieszczęście czasem spotykać go na posiłkach. Chyba, że mnie unika. – Posłała Nicolasowi pseudo-groźne spojrzenie, na którego widok chłopak parsknął śmiechem. – Następnym razem mi powiedz, kiedy przyjeżdżasz, bo zaczęłam cię nawet po naszych obozowych bunkrach szukać.
- Mamy obozowe bunkry? – spytałam, po chwili wskazując na Nicka. – Możemy go tam zamknąć? Proszę?
- No olaboga, kicia, czemu ty mnie zawsze chcesz zamykać? – zdenerwował się Nicolas, zaplatając ramiona na piersi i patrząc na mnie z góry (co wcale nie było zabawne, bo był ode mnie wyższy o prawie głowę). – Byliśmy w kuchni, koło lodówki, chciałaś mnie tam wsadzić, żebym się zamroził.
- Nieprawda, tam było za dużo jedzenia, nie opłacałoby mi się to. – Wywrócił oczami. – Chyba, że bym to wszystko wyjęła. I zjadła. To tak, zamiast mogłabym tam ciebie włożyć.
- Przechodziliśmy obok więzienia, a kicia „Ej, Nicolas, patrz, tam powinni być twoi współlokatorzy!”. – kontynuował Nicolas, na co tym razem ja przewróciłam oczami.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (8) cz.2
o szumiącej trzcinie, równowadze, firankach, braterskiej miłości Thomasa i jednorożcach
o szumiącej trzcinie, równowadze, firankach, braterskiej miłości Thomasa i jednorożcach
- Nie tak, stępisz go!- zawołał.
- Kogo, ciebie? Ciebie tępię całe życie i nigdy…
- Miecz! Nie szuraj!
- Jesteś przewrażliwiony- zawyrokowała Es, wbijając miecz w ziemię i opierając się o niego.
- Es, wyjmij to…
- Nicolas, zachowaj równowagę…- wtrąciłam identycznym
tonem patrząc na niego znacząco i z rzekomym zrozumieniem.
- Kicia, wyjmij ten miecz z ziemi. Nie trzymaj go tak.
- Bądź szumiącą trzciną, Nick…
- Człowieku, to jak?!- brązowooka z frustracją prychnęła,
z trudem unosząc metal nad ziemię.- Powiedz mi jeszcze, że nie mogę nim
walczyć, bo go wyszczerbię! Albo, że mam ciachać powietrze, bo substancje z
których zrobiony jest ten słomiak, źle działają na jego połysk!
- Nie, nie martw się Es- zawołałam za nią.- Jeżeli twoje
przypuszczania okażą się prawdziwe, zawsze zamiast manekina możesz poćwiczyć na
hipokrycie obok.- Nicolas pokazał mi wysoko uniesiony w górę trzeci palec ręki,
od lewej i prawej strony licząc... Odpowiedziałam najsłodszym uśmieszkiem na
jaki było mnie w tamtej chwili stać. Często mi to pokazywał, po woli zaczynałam
przyjmować ten gest za znak miłości do mnie.
- Victoria, ty też wstawaj- zarządził.- Ćwiczycie obie.
- O cholera, cofam- jęknęłam i wykonałam taki ruch ręką,
jakbym odsuwała ich od siebie jak niechciane okruszki.- Nick, złotko, jesteś
zajebistym trenerem. Idź tam i z Esmi ćwicz… tę, no. Równowagę.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (9) cz.1
o pobudkach w 11, tańcach deszczu, zakładach, żeńskich szatniach, magii, truskawkach i zasadach
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (9) cz.2
o ploteczkach z geografem, braku publiczności, zwolnieniach i ucieczce przed śmiercią
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (9) cz.1
o pobudkach w 11, tańcach deszczu, zakładach, żeńskich szatniach, magii, truskawkach i zasadach
- Z racji tego, że jest już odpowiednia godzina…
Zaczynamy! (...) O nic się nie martwcie, wszystko jest tak zaplanowane, że wy tylko
idźcie do szatni. Tam was znajdziemy i upewnimy się, że tym razem nikt nie
spędzi zawodów w piwnicy, bo się zgubił.
Chejron urwał, i słusznie, ponieważ cała jadalnia
zawrzała od śmiechu. Ktoś krzyknął:
- To było celowe!
Popatrzyłam się na rodzeństwo Hermesa, których to wspomnienie też rozbawiło. Amy obróciła na ławce, żeby krzyknąć coś w tłum, do owej osoby,
która się „zgubiła”, Chase uśmiechnął się do siebie,, ale
zaraz postanowił mi wytłumaczyć o co chodzi:
- Kilka lat temu był Turniej, inny Turniej, a taki jeden
Chris zamiast trafić na miejsce zawodów zatrzasnął się w piwnicy.
- A najlepsze jest to- przerwał Chase’owi Nicolas z
pełnym podziwu spojrzeniem.- Że nikt przez trzy godziny się nie zorientował, że
zamiast niego udział bierze Felix.
- Sam Felix też się nie zorientował, że zastępuje
Christophera - dopowiedziała Amy, tak, jakby go doskonale rozumiała. - Był
pewien, że to on powinien brać udział w tamtym Turnieju.
Razem z Es wymieniłyśmy znaczące spojrzenia. Jeżeli, cholera, tu można spędzić godziny w klaustrofobicznym
pomierzeniu, a nikt się nie połapie, że zastępuje cię ktoś inny, to ja też
miałam obiekcje, czy to bezpieczny pomysł spędzić tu wakacje.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (9) cz.2
o ploteczkach z geografem, braku publiczności, zwolnieniach i ucieczce przed śmiercią
- Co tu się dzieje, dlaczego z panem rozmawiam?
- Też żałuję- bąknął wyniośle i przetarł chustką, którą
trzymał w kieszeni spodni, swoją dorodną łysinę.- Wszyscy zostaliście poddani
próbie. Spotykacie kogoś, na kim chcecie się zemścić, bo coś wam w życiu złego
zrobili. Przykładowo: twoja nowa koleżanka, panna Esmeralda McLade… zawsze
lubiłem to dziecko, była świetna z kartografii… ta biedna dziewczyna właśnie
rozmawia ze swoją macochą. Ines widzi swojego ojca, Jenny rozmawia…a raczej
ignoruje samą Demeter, a Charles spotkał się z kolegą ze szkoły, zawiła
historia.
- Nie jesteś sorkiem, sorek by takich rzeczy nie
wiedział- zauważyłam.- Nie znałby tych imion nawet.
- Faktycznie. Stworzyli mnie bogowie, więc wiem wszystko
co się dzieje na tej Planszy… oraz wiem wszystko o tobie, panno Rowllens.
Nie spodobało mi się to ani trochę. Nie zna mnie, nic o
mnie nie wie, bo skąd? Bogowie? Aż parsknęłam śmiechem i wywróciłam oczyma.
- Ulubiony kolor?
- Sama nie wiesz. Ale na razie uważasz, że srebrny,
czarny i szary.
- Ulubiony film?
- Też nie masz jednego.
- Najgorszy przedmiot?
- O dziwo chemia. Schlebiasz mi, panno Rowllens.
Cholera, dobry jest…
- Czyli mam tu z panem siedzieć? To tortury czy co? Co to
ma do Nemezis?
- Masz ze mną rozmawiać, rozmawiać, aż tak się
zirytujesz, że będziesz chciała się na mnie wyżyć- oznajmił, takim tonem, jakby
opowiadał o głodzie w Nigerii.- Nemezis. Kara. Gniew bogów.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (10) cz.1
czyli o uroczym rodzinnym spotkaniu, błędach przeszłości i papierach rozwodowych
- Mamusia – wycedziłam jadowicie. Przez chwilę nawet miałam wrażenie, że wyrosły mi kły, z których ściekała trucizna, dzięki czemu mogłabym opluć wszystko dookoła.
Dobra, żartuję, wkurzyłam się po prostu. Już miałam od niej spokój. Nie widziałam jej kilka dni i to były najbardziej spokojnych kilkadziesiąt godzin w moim życiu.
- Jaka sarkastyczna – prychnęła, na co ja odpowiedziałam dziwnym, wykrzywionym wyrazem twarzy. – Nie krzyw się tak, jesteś wtedy taka brzydka.
- Na szczęście ty nie potrzebujesz żadnych grymasów, żeby taka być – rzuciłam, lustrując ją od stóp do głów. – Po coś tu przyszła?
- Jaka ty jesteś bezpośrednia. – Błąd. Jestem bardzo delikatna. I subtelna. I wrażliwa. Chyba, że mam do czynienia z nią. Nie wierzcie jej, jestem bardzo miłą osobą. – Wpadłam na wasz Turniej! – oznajmiła z entuzjazmem, zaczynając się przechadzać po pokoiku. Nie mógł on mieć więcej niż dwunastu metrów kwadratowych, więc za dużo to się ona nie nachodziła. Jednak kroczyła z tą samą wyniosłą miną, obrzydliwie kręcąc biodrami i zadzierając podbródek do góry.
- Chciałaś go zepsuć swoim pojawieniem się? – strzeliłam, wreszcie odrywając się od ściany. Dopiero po chwili doszło do mnie, jak bardzo to wszystko było bez sensu. – Ty nawet nie czytałaś mitologii.
- Może i tak. – Zatrzymała się, stając naprzeciw mnie. Ha, widzicie, miałam rację! Wiedziałam, że nie czytała. Mój teletubisiowy zbiór jest bezpieczny. – Wyglądasz, jakbyś połknęła kija od miotły. Trochę luzu, dziewczyno.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (10) cz.2
czyli o bestiach z idealnym uzębieniem, armatkach wodnych i mokrych koszulkach
Dotrzymywałam kroku Victorii, która dzielnie szurała
mieczem po gruncie – już widziałam tę minę Nicka, kiedy się na to patrzył:
„Nie! Zostaw! Stępisz go!”. W przełomowym momencie, kiedy się wysiliła i
wreszcie uniosła go w powietrze, armatka wodna wytrąciła go jej z rąk, przy
okazji wywalając całą jej osobę na ziemię.
- Hahahah, oferma!– zawołałam. Minęłam plującą wodą
Vicky i poszłam dalej, nadal patrząc się na nią, już przez ramię i się śmiejąc,
gdy nagle jebut! Poczułam, jak traciłam grunt pod nogami, a moja twarz została
zalana litami wody.
Określmy to tak, że Vicky, po wyczerpującej torturze
podnoszenia się, ponownie rozpłaszczyła się na ziemi, przygnieciona
mną. Coś czuję, że Milos był zazdrosny.
- Ał. Ałałałałałałałałał – jęczała dziewczyna.
Myślę, że tego powodem nie była nawet moja waga, a to, że grunt był dość
nierówny, no i…
E tam, mi było bardzo wygodnie.
E tam, mi było bardzo wygodnie.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (11) cz.1
czyli o zapuszkowaniu kogoś w szatni, jednoosobowych zawodach i punktach turniejowych
- No i co z tego? – Puścił moje plecy, rozkładając szeroko ręce. – Moja
rola zwęża się do tego, że siedzę na swoim sędziowskim stołeczku szósty rok z
rzędu i pachnę.
- Wcale nie pachniesz.
- Ależ owszem, pachnę i wyglądam jak księżniczka na wieży – westchnął. –
Jedyne, co jeszcze by można wliczyć do zakresu moich powinności, to
przyznawanie punktów drużynie za świetne tyłki uczestniczek Turnieju. Czego
oczywiście nie robię – dodał szybko, widząc mój wzrok. – Czysto hipotetycznie.
- Nie mów, że przyznajecie punkty grupom za dobre dupy – jęknęłam, klepiąc
się w czoło.
- Ja nie, ja daję za ogólną figurę – zaczął się bronić. – Thomas daje za
cycki. A Sabina jest sprawiedliwa. Chyba, że w grę wchodzi woda, wtedy wszyscy
robimy sobie konkurs na mistera mokrego podkoszulka.
- Fajnie – rzuciłam kąśliwie, chociaż, no nie powiem, w przyszłym roku
startuję na stanowisko sędziego. Mister mokrego podkoszulka mnie przekonał. –
Dajecie specjalne punkty za nokaut na przeciwniku prawym sierpowym w nos.
Wakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (11) cz.2
czyli o tym, jak przeżyć w szpitalu, o nieotrzymanych kwiatkach, żółtej farbie i o tym, co się dzieje kiedy Rowllens przypomni sobie, że zepsuła TurniejWakacje z ograniczoną odpowiedzialnością (11) cz.2
Nicolas odchrząknął i z uśmiechem omiótł spojrzeniem nas
wszystkich.
- To wy się bawcie dalej, a ja idę sprawdzić co u kici.
- Mogę iść z tobą?!- zawołałam, na chwilę odciągając szmatkę
z lodem od nosa.
Alex popatrzył się na Nicka tak, jak na mnie przed chwilą.
Syn Hermesa posłał mu szatański uśmiech, ale dla podkreślenia efektu uniósł
brwi w górę, jakby nie wiedział o co blondynowi chodzi.
- Nie, raczej nie.- Nick wydął dolną wargę, nie odwracając
wzroku od Alexa.- Myślę, że koniecznie powinnaś zostać tu z Alexem, a ja powiem
Es, że jeszcze żyjesz. I że masz fachową opiekę.
- Proszę- jęknęłam rozpaczliwie.- Nie zostawiaj mnie tu, nie
ręczę za siebie!
Alex wyglądała tak, jakby i on mógł wypowiedzieć moje słowa.
- Ja za ciebie ręczę- przerwał mi mój współlokator.- I liczę
na ciebie. Jak się zbliży, pamiętaj: broniłaś się.
- To nie jest śmieszne- wykrzywiłam się.- Pójdę z tobą…!
- Nie dojdziesz tam sama- skwitował Peter kręcąc z powagą
głową.- Zaniosę cię.
czyli o uczuleniu na srebro i nie-srebro, dowcipach o zakonnicach, humorze Rowllens, zaangażowaniu Thomasa w sędziowanie oraz metodzie zdobywania przyjaciół przez Jenny
- Choć trzeba przyznać tym nowym, że wyglądają
bardzo seksownie w przydużych koszulkach.
- Ile nowych już to kupiło?
- Powiem tak: jesteś pierwszą, która chyba nie kupiła.
- Nie chyba, tylko na
pewno nie kupiłam.
Odpowiedział mi drwiącym
uśmieszkiem. Nie pozostało mi nic innego jak pokręcić z politowaniem głową i
udać, że nie mam ochoty się zacząć śmiać.
Podciągnęłam nogi i usiadłam po turecku, wbijając łokcie w
kolana. Thomas znowu
posłał mi pełne politowania i wyższości spojrzenie, co robił stanowczo
za często i spojrzał na mnie.
- Jesteś w głębokiej depresji.
- Nie jestem - zawołałam urażona.- Czuję się świetnie.
- Rowllens, widziałam cię na śniadaniu. Już wczoraj w
szpitalu wyglądałaś lepiej niż wtedy; mimo tego sinego guza zamiast nosa.
Cholera, co by tu wymyślić? Nie mogłam przecież się
przyznać, że byłam zdruzgotana tym, że się ośmieszyłam. Ba!, nie mogłam
przyznać, że uważam, że się ośmieszyłam! Inna sprawa, że już mi przeszło, ale
najwyraźniej trudno jest to uświadomić innym, którzy wiedzą lepiej, jak sama
się czułam.
- Nie wyspałam się.
- Nie było cię na imprezie. Byłaś w domu i spałaś.
- Johnny zaciągnął mnie tam siłą - uściśliłam od razu. żeby potem nie było, że jestem aspołeczna...! - Źle spałam, serio. Próbowałam odespać, talerze są bardzo wygodne.
- A Nicolas skonfiskował ci wszystkie sztućce dla zabawy? -
posłał mi rozbawione spojrzenie.
- To dlatego, że przez to powietrze mam nagłe uczulenie na
srebro. Rozumiesz: pyłki, trawa, truskawki, prądy morskie…
- Te sztućce nie są srebrne.
- Na nie-srebrne rzeczy też mam uczulenie.
czyli jak wyprowadzić Norberta z równowagi, o gotowaniu naleśników, podejściu Jenny do wszystkiego co z Thomasem związane i kłótni o uczucia Rowllens
- A no tak, te wasze przysięgi na
Styks. One serio działają, Thomas mnie nie oszukiwał?
- Chyba wyjątkowo nie –
powiedział Christopher. - Trup na miejscu jak złamiesz.
- A szkoda, chciałem zobaczyć,
jak puszczają mu nerwy… - Thomas tęsknie popatrzył za Peterem ale zaraz wzruszył
ramionami. Spojrzał się na mnie i jakby zapomniał o całej sytuacji z Peterem,
rzucił swobodnie: - Rowllens, mam sprawę.
- Powtarzasz się.
- Bo mam kolejną sprawę –
usprawiedliwił się.
- Kolejną? Czyli teraz jaką?
- No to jak, Rowllens. Z nim
się umawiasz, a ze mną nie?
- Ja się z tobą umówię - wtrącił
się usłużnie Christopher.
Thomas popatrzył się na niego
tak, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi.
- Dzięki stary. To miłe.
- Nie umówiłam się z Peterem,
on po prostu nie zrozumiał sarkazmu. Z resztą myślałam, że on pyta właśnie z
sarkazmem. Tak jak ty cały czas - powiedziałam do Thomasa, który niewinnie
wzruszył ramionami.
- Ale mi nawet przez sarkazm
dajesz kosza.
- Och przepraszam, że uraziłam
twoje uczucia.
- I znowu sarkazm - zauważył Chris.
czyli o bogactwie Amy, bajerowniu kici, bezsenności, niepoważnych rozmowach o 3 rano, napadzie na sklep i konsekwencjach braku snu
Nagle westchnął zupełnie tak,
jakby właśnie się obudził.
- Jestem skończony.
- Jesteś pijany - poprawiłam
go.
- To też prawda – zgodził się
ze mną, zsuwając się z klifu na piasek, a potem obracając się przodem do mnie.
Siedząc, byłam od niego o pół głowy niższa, czyli patrzyłam na niego z tego
poziomu, co zazwyczaj. - Chodź Rowllens, zrobimy wycieczkę do jednego ze
sklepów na Long Island. Potrzebuję się upić.
- Właśnie ci oznajmiłam, że jesteś
pijany - przypomniałam, nie ruszając się z miejsca, mimo że podał mi rękę, aby
pomóc zejść z klifu. - A ty teraz mówisz, że musisz się upić. Kochany, ty naprawdę jesteś pijany. I to nie daje ci
ultimatum, by nazywać mnie Rowllens.
- Potrzebuję upić się bardziej -
poprawił się, wykrzywiając cynicznie. - Chodź. Sklep czeka.
- To daleko - zauważyłam.- Nie
możesz wziąć więcej od Oscara?
Tak, idźmy do Oscara! Mówiłam
już, że on jest przystojny? Cholera, a może śpi tylko w
spodniach, bez bluzki? Przepraszam, ale
jakieś profity z tej sytuacji, w którą mnie wmieszali, mi się należą;
potrzebuję jakiegoś wynagrodzenia.
- Wypiłem mu wszystko - posłał
mi niemal dumny z siebie wyszczerz. Egoista. Może ja też chciałam coś z życia? - Chodź. Trzy godziny spacerkiem.
Odpowiedziałam mu szerokim, sztucznym
uśmiechem. Wstałam, chwytając go za wyciągniętą rękę. Dłonie mimo chłodu miał
ciepłe, trochę szorstkie, ale
bardzo smukłe, jak u skrzypka albo pianisty.
- W jedną stronę, oczywiście -
dodał, kiedy moje stopy dotknęły ziemi.
Nie wytrzymałam i się
zaśmiałam. Nicolas zarzucił mi ręką na ramiona i poprowadził w stronę trawy,
schodząc z plaży. Czułam, jak lekko się zatacza, ale postanowiłam zwalić to na
piasek, i że trudno po nim chodzić prosto…
Wakacje z o.o. (14) cz.2
Wakacje z o.o. (15) cz.1
czyli o plotkach, wyrozumiałości Jenny, ekipie ratunkowej, perfumach i grze w karty, troskliwym Thomasie i powrocie do domu
Wakacje z o.o. (15) cz.2
Wakacje z o.o. (16) cz.1
czyli o przyznawaniu się do błędów, dobroci Christophera i czterech chłopcach, którzy nigdy nie dorastają
Wakacje z o.o (17) cz. 1
czyli o wspominaniu drogi do obozu, operacji Oscara, zazdrosnej Cleopatrze, prezydentkach oraz Jenny, która twierdzi, że przez tęczę można rozmawiać.
Wakacje z o.o (18)
czyli dlaczego Victoria chciała zabić Es przez Petera i o początku miłości Charlesa.
Wakacje z o.o (19)
czyli o obcinaniu włosów, byciu nieuznanym, ognisku i licznych starszych braciach Sary oraz kajakach.
Wakacje z o.o (20)
czyli o grupowych Hermesa i Aresa, nawiedzonych domach śmiechu na Planszy Hermesa i boskim rodzicu Es.
Wakacje z o.o (21)
czyli jak Rowllens zareagowała na wyprowadzkę Es, ile osób potrzeba do wyciągnięcia drzazgi, i Tudorach na imprezie urodzinowej Jenny.
Wakacje z o.o (22)
czyli o kacu, utracie pamięci i poszukiwaniach miłośnika malinek.
Wakacje z o.o (23)
czyli jak unikać faceta, który się gdzieś chowa, o nietrafionych prezentach i treningu dzieci.
Wakacje z o.o (24)
czyli o magicznych wywarach, radosnej Jenny i poirytowanej Amy.
Wakacje z o.o (25)
czyli o wspólnych śniadaniach, treningu i rozbitej rodzinie Amy.
Wakacje z o.o (26)
czyli o przesyłce z domu, morderstwie i rodzeństwie, zmianach postrzegania i śmierci Carlosa.
Wakacje z o.o (27)
czyli co się robi w łazienkach, powołaniu do ojcostwa i kolejnej imprezie.
– Będę chrzestnym!
Wakacje z o.o. (28)
czyli o męskiej dumie, mieczu, panicznym lęku i uśmiechniętym Oscarze.
Wakacje z o.o. (29)
czyli o chińskim plastiku, pomysłach, byciu twardym, strychu i planie
Wakacje z o.o. (30)
czyli o Betty, rekinie, nauce podrywu, dofinansowaniu Arthura i wściekłym Chejronie.
Wakacje z o.o. (31)
czyli o ujawnieniu sekretów, wyjątkowym papierze toaletowym i nowym boskim adoratorze.
Wakacje z o.o. (32)
czyli dlaczego Charlesowi nie mówi się sekretów, o tajemnicy kto uznał Vicky i zakazanej miłości.
Wakacje z o.o. (33) cz. 1
Wakacje z o.o. (15) cz.1
czyli o plotkach, wyrozumiałości Jenny, ekipie ratunkowej, perfumach i grze w karty, troskliwym Thomasie i powrocie do domu
- Nie? Chryste, Rowllens, nie po to dwa dni namawiałem
Kucyka, żebyś teraz po prostu uznała, że nie masz ochoty! No kobieto.
- Namawiałeś? - Uniosłam brwi wyżej, patrząc na niego z politowaniem. Thomas cmoknął i machnął ręką na odczepne.
- Namawiałeś? - Uniosłam brwi wyżej, patrząc na niego z politowaniem. Thomas cmoknął i machnął ręką na odczepne.
- Uwierz, jakbym go namawiał, to na Sylwestra nie wróciłabyś
do domu.
- Poza tymi fałszywymi oskarżeniami... Nadal jest na ciebie
obrażony za te rzeczy, które faktycznie miały miejsce - przypomniał mu szatyn.
- Przez te pijawki i sól w łóżku Henry'ego.
- Obrażony na ‘nas’, jak już - poprawił go syn Tanatosa od
razu i szybko spojrzał się na mnie.- Nie pytaj i nie zmieniaj tematu.
- A nawet jakbym mogła jechać… To niby z kim?
- Ze mną - oznajmił, jakby innej odpowiedzi być nie mogło.
Widząc moją minę, westchnął i uśmiechnął się bezczelnie. - Przecież nie
przegapiłbym kolejnej przejażdżki z tobą w jednym samochodzie. To były
wspaniale spędzone godziny.
- Mam dziwne wrażenie, że na mnie Chejron też jest
obrażony. I był zanim tu przyjechałam. (...) Inaczej nie skazywałby mnie na tyle wspaniale spędzonych
godzin z tobą w jednym samochodzie.(...) I nigdzie z tobą nie jadę.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ nie zniosę cię siedzącego metr ode mnie przez
tyle godzin.
- No dobra - wzruszył ramionami, a ja zdążyłam się zdziwić,
że tak szybko odpuścił, kiedy dodał: - Weźmiemy obozowego vana. Posiedzisz w
przyczepie, na pudłach z truskawkami.
Uniósł pytająco brwi, jakby chciał zapytać "co ty na
to, Rowllens?", uśmiechając się jeszcze szerzej, a jego uśmiech sprawił,
że na chwilę przypomniał wilka.
Prawie się nie zaśmiałam, ale szybko sobie przypomniałam,
dlaczego nie mogę jechać. Od razu odzyskałam powagę i z gracją podniosłam się z
ławki, stając naprzeciwko nich.
- Truskawki przynajmniej lubię - odgryzłam się. Tak,
truskawki lubię. Nie aż tak zachłannie jak Doktorek, ale jednak. Chris znacząco
uniósł kciuk w górę za plecami Thomasa. - Ale przykro mi, nic z tego. Bo
nigdzie nie jadę.
Wakacje z o.o. (15) cz.2
Wakacje z o.o. (16) cz.1
czyli o przyznawaniu się do błędów, dobroci Christophera i czterech chłopcach, którzy nigdy nie dorastają
- Plusem Charlesa jest to, że jest jedynakiem - zawyrokował
Chris.
Nie bardzo wiedziałam, skąd taka teza, bo byłam zbyt zajęta
rzucaniem ukradkowych spojrzeń Oscarowi. Rzecz jasna żaden z nich nie musiał o
tym wiedzieć, więc szybko rzuciłam:
- Aż tyle plusów? I to
jeszcze jakich, cholera, zazdroszczę!
- Tak. A jako że jest jedynakiem, ma wiecznie wolną chatę.
- A ty?
(...)
- No, ja też jestem jedynakiem – przyznał. - Ale ten plus
oddałem Charlesowi. Ja mam swoich wystarczająco dużo.
Słysząc to, Charles wydał z siebie bliżej nieokreślony
dźwięk i posłał mi spojrzenie „Yhym, jasne. Ale weź- nie psuj mu marzeń!”.
- A naprawdę: domek Eris jest mały i nie ma plazmy.
- Jesteśmy wybredni i mamy priorytety - mruknął Oscar
niewyraźnie, bo nie wyjął z ust papierosa, którego przed chwilą odpalił.
- Poza tym jest biologicznie czynny – wyjaśnił Chris,
przechylając głowę i zamykając oczy. – I nadal nie wiem, który to był numer.
Wakacje z o.o (17) cz. 1
czyli o wspominaniu drogi do obozu, operacji Oscara, zazdrosnej Cleopatrze, prezydentkach oraz Jenny, która twierdzi, że przez tęczę można rozmawiać.
. - Zostawiam cię na… niecały
dzień samą, a ty już mi się z hołotą bratasz!
- Spokojnie Jenny - zauważył
Christopher opiekuńczo klepiąc mnie po ramieniu. - Jestem tu jeszcze ja,
pilnuję ją przed nimi.
- O tobie też mówiłam, Mortfel -
burknęła, na chwilę na niego zerkając. Christopher bardzo się tym nie przejął,
uśmiechnął się do niej milutko. - Victoria, co ty tu robisz?
- Właśnie. - Przeniosłam wzrok
na chłopaków. - Co ja tu robię? Co od was chciał Chejron?
- Eee…- zaczął Charles, drapiąc
się po brodzie i szukając wsparcia u Thomasa i Oscara. Blondyn wzruszył
ramionami. - Chyba chodziło o jakieś baloniki. Nie wiem, to nie byłem ja.
- A broniłeś się najzajadlej -
mruknął Oscar, przejeżdżając ręką po swojej wąskiej twarzy, jakby był zaspany.
- To już nawyk - wyjaśnił
Charles i prychnął rozbawiony. Obdarzył nas wszystkich swoim krzywym uśmiechem. (...)
- No jasne, że nie ty - mruknął
Thomas z irytacją w stronę Charlesa. - Każdy wie, że to Christopher. Tylko jemu
by się chciało doklejać dmuchanym różowym koniom zdjęcie Chejrona na pyskach.
- Ha! A czyj to był pomysł, co?
– obruszył się syn Eris, patrząc na Thomasa z politowaniem.
- Pomysł był dobry, ale to nie
ja siedziałem i dekorowałem balony.
Obróciłam się w stronę szatyna,
by spojrzeć na niego z pobłażliwym uśmiechem.
- Chciało ci się? Naprawdę?
- Nie, ale ktoś musiał - wyszczerzył się w odpowiedzi. - Inaczej
Chejron by się nudził na Obozie. Ktoś musi dać mu pole do popisu, żeby mógł
pokazać, jaki jest surowy. Inaczej dla wszystkich byłby kochanym Wujkiem
Chejronem.
Wakacje z o.o (18)
czyli dlaczego Victoria chciała zabić Es przez Petera i o początku miłości Charlesa.
- Kurde, wiedziałam, że ktoś był w tej łazience.
- Skąd?
Wszyscy spojrzeliśmy się na Amy, która wciąż kiwała głową
sama do siebie na znak, że „ha, miałam rację, ktoś tam jednak był!”. Widząc
nasze pytające spojrzenia, wywróciła oczami i odparła, jakby to było oczywiste:
- Normalnie pusta ubikacja nie odpowiada ci nic na pytanie
„jest tam kto?”. Tym bardziej dziwne, że mi odpowiedziała głosem Christophera:
„Nie, to tylko ja, ignoruj dalej.”.
Esmeralda zaczęła się śmiać, a Johnny zamknął z konsternacją
oczy i wziął głęboki wdech. Pokręciłam z dezaprobatą głową, ubolewając nad
intelektem Christophera. Johnny chyba wolał wzdychać nad brakiem zaradności w
życiu Amy, bo cmoknął kilka razy, wziął dwa głębsze wdechy i popatrzył się na
nią z niedowierzaniem.
- I ty miałaś wątpliwości, że ktoś tam był…? – mruknęłam,
będąc pod wrażeniem.
- Skąd ty się wzięłaś - jęknął Johnny. – „Normalnie”?
„Normalnie nie odpowiada”? Czyli czasem dla zabawy rozmawiasz z pustą łazienką?
- Przepraszam bardzo - zaczęła butnie Amy, nakazując mu
uwagę uniesionym palcem i teatralnym ruchem głowy - ale po chwili poszłam
sprawdzić.
- Po chwili? (...).
- Mogłam się przesłyszeć - zbyła Esmeraldę. - Więc poszłam
sprawdzić, spokojnie.
- I co?
- I znalazłam Chrisa.
- No popatrz…! - wtrącił ironicznie Johnny.
*
- Pięknie pachniesz.
(...)
- Pewnie truskawkami - wtrąciłam,
na co Es, mimo, że nie spojrzała na mnie, trąciła mnie ramieniem.
- Stary… dziesięć minut temu
wstałam z łóżka, nie mogę pięknie pachnieć - odparła, lekko prychając.
Thomas, który jak na razie był
podejrzanie cichy w stosunku do mnie- nic nie mówił, nie komentował, nie
dokuczał mi, obrócił się minimalnie na ławce tak, by na mnie popatrzeć. Oho-
czyli koniec wolności, wracamy do uszczypliwych uwag. Jednak dzielnie nie
wywróciłam oczyma, a jedynie też na niego spojrzałam z miłym uśmiechem, unosząc
pytająco brwi. Nie wyjmując rąk z kieszeni kurtki zjechał mnie spojrzeniem od
góry do dołu.
- Za to ty, Rowllens - powiedział
z powagą, - śmierdzisz. Błotem.
Spojrzałam na niego zblazowana.
- Czy ktoś mi wyjaśni… -
Christopher obrócił się przodem do Charlesa i Oscara i wskazał na Thomasa
otwartą dłonią. - Jakim cudem to on ma tyle dziewczyn i to naprawdę
inteligentnych i fajnych?
Wakacje z o.o (19)
czyli o obcinaniu włosów, byciu nieuznanym, ognisku i licznych starszych braciach Sary oraz kajakach.
- Nie ma tragedii. Ujdzie. Jeszcze mam szansę opchnąć cię, z taką
fryzurą…za może cztery wielbłądy?
- Na cztery bym nie liczył -
wtrącił się Thomas.
- Na cztery wielbłądy nie, ale
cztery owce…? - dodał Oscar, przechylając lekko głowę w bok i mierząc mnie
uważnym spojrzeniem jak pozostali.
- Za cztery owce na pewno. Jedną
nawet byś trzymał w domu, to nie zauważyłbyś braku Rowllens - zakończył Thomas,
mrugając do mnie porozumiewawczo. Pokręciłam z politowaniem głową, a ten tylko
uniósł w palcach jeden z kosmyków moich włosów. - To co? Kto cię tak lubi, że uratował
cię przed twoimi włosami?
*
- No, sam widzisz! Będzie świetna
zabawa.
- Mamy zaraz Turniej, w którym
bierzemy udział.
- Nie, ty bierzesz udział. –
Thomas uniósł obie dłonie, jakby chciał prosić Norberta, żeby ten go w to nie
mieszał. – Ja siedzę, jem pączki i obstawiamy z Nicolasem ile razy Rowllens
wbiegnie w drzewo.
- Ani razu nie wbiegłam drzewo –
zauważyłam, patrząc na Thomasa zblazowana. (...)
- Wiem, dlatego ani razu nie
wygrałem tych zakładów.
Wakacje z o.o (20)
czyli o grupowych Hermesa i Aresa, nawiedzonych domach śmiechu na Planszy Hermesa i boskim rodzicu Es.
- Zostałeś trenerem?
- Urodziłem się nim – odparł, przejeżdżając napiętą dłonią
po swoich włosach sterczących zza opaski na czole. Niczym model w reklamie
szamponu. – Ale spodnie przyszły dopiero wczoraj, więc można powiedzieć, że
wczoraj awansowałem.
- No nieźle, stać was na prawdziwego trenera.
- Przecież to Chris. – Oscar popatrzył się na nią, jakby to
było oczywiste. – Jest tani jak zawsze.
Jakby na potwierdzenie tych słów, kicający wokół nich
Christopher w różowym polo i białych szortach wykonał trzy piękne wymachy nogi,
wykrzykując slogany z płyt pokroju „schudnij trzy kilo w tydzień!” albo
„zgrabne pośladki z Betty”.
- Ha! – Charles klasnął w dłonie, żeby potem zrobić z nich
dwa pistolety i wskazać na Oscara. – Czyli przyznajesz się do niego!
- Nie, po prostu zauważyłem oczywistość, że jest tani.
- Bo w promocyjnej cenie – wtrącił Christopher, - waszej
dozgonnej miłości.
Wakacje z o.o (21)
czyli jak Rowllens zareagowała na wyprowadzkę Es, ile osób potrzeba do wyciągnięcia drzazgi, i Tudorach na imprezie urodzinowej Jenny.
- Ja też piłam
wcześniej. I wyglądam na bardzo pijaną? – Uniosłam jedną brew, uśmiechając się
kpiąco. Wyglądałam, byłam pewna, że było ze mną gorzej niż mogłam się
spodziewać. – Dawaj, napij się ze mną… Es nie ma, zostałam sama…
(...)
- A co mi tam. – Sara wzięła trunek i spojrzała na mnie porozumiewawczo. – Najwyżej Oscar będzie nas
dwie reanimował, jutro rano.
- Mnie mógłby,
nie protestowałabym.
- To mój brat –
zaśmiała się blondynka, śmiejąc się na głos i uroczo mrużąc oczy.
- To
najprzystojniejszy facet jakiego widziałam – powiedziałam, unosząc
przepraszająco brwi i rozkładając bezradnie ręce.
- Cóż, to pewnie
zasługa silnych genów po ojcu. – Sara wykrzywiła usta na jedną stronę w
dwuznacznym uśmiechu, puszczając do mnie oczko.
- Weź, bo do tej
pory uważałam siebie za najładniejszą laską na świecie – zaśmiałam się, biorąc
ją pod ramię, bo jednak świat się kręcił. – A uśmiechnij się tak jeszcze raz,
to zmienię zdanie. I orientację.
Wakacje z o.o (22)
czyli o kacu, utracie pamięci i poszukiwaniach miłośnika malinek.
Sięgnęłam po klamkę, która leżała na ziemi i po kilku
próbach trafienia w odpowiednie miejsce otworzyłam drzwi.
Johnny i Amy odsunęli się dwa kroki w tył, kiedy stanęłam
w drzwiach.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Czy tylko ja czuję się jakbyśmy właśnie otworzyli bramy
Piekła i w tych wrotach stanęła moja świętej pamięci nieżywa od dwudziestu lat
babcia? - mruknęła Amy, teatralnie zasłaniając usta dłonią, jakby chciała
zwrócić się tylko do Johna. Następnie posłała mi promienny uśmiech. - Vi,
kochanie, jak się czujesz?
Wakacje z o.o (23)
czyli jak unikać faceta, który się gdzieś chowa, o nietrafionych prezentach i treningu dzieci.
Syn Hekate spojrzał na nas, jakby chciał powiedzieć: „No i powiedz
mi, że tych bachorów nie powinno się trzymać w piwnicach”.
- Przecież jesteś mądry, dasz radę.
- Jestem – zgodził się ze swoją dziewczyną, – ale skąd do
cholery mam wiedzieć jak się robi rękojeści do mieczy i dlaczego miecze tej
samej wielkości są cięższe i lżejsze.
- „Magia” – podsunęłam pomocnie. Ich spojrzenia mogłyby
pozbawić mnie resztek dumy i wiary w siebie, gdybym była bardziej skryta i
nieśmiała. – No co? Jak tu przyjechałam wszystko mi tłumaczyli, że „magia”.
- Może i są dziećmi, ale nie są durni i naiwni – wyjaśnił
Norbert, uśmiechając się z politowaniem.
Wakacje z o.o (24)
czyli o magicznych wywarach, radosnej Jenny i poirytowanej Amy.
- Pytacie mnie, co by było jakbyście kiedyś podali komuś
taki wywar lub sami wpadli na pomysł jego wypicia, tak?
- Na przykład - bąknął Charles, maskując to zmieszany
kaszlem. – Czysto hipotetycznie.
- Mielibyście poważne problemy.
- I dlatego tego nie zrobimy, Wujaszku – odparł od razu
Thomas, śmiejąc się nonszalancko, jakby chciał wyśmiać Chejrona, za takie
podejrzenia względem ich. – Chris pyta z ciekawości, Charles potrzebuje
dokładnych notatek na Turniej.
Chejron zerknął na Thomasa z rozbawieniem zmieszanym z
bezradnością, a następnie przeniósł spojrzenie na Chrisa, który rzekomo robił
owe notatki. Christopher aktualnie owijał sobie na opuszkach dwóch palców jakiś
sznurek, zbyt skupiony na tym, żeby zauważyć, że ma notować, a do tego
potrzebuje kartki i długopisu.
Wakacje z o.o (25)
czyli o wspólnych śniadaniach, treningu i rozbitej rodzinie Amy.
- Nie wkurzaj mnie, za to co ci wczoraj zrobiliśmy, mam myć podłogę w jadalni. – Christopher
zblazowany spojrzał pod swoje nogi, gdzie przed chwilą jeszcze kapał rozlany
kompot ze stołu.
- Ja też. I to z tobą – dodał Oscar, dając nam do
zrozumienia, że ma gorzej.
- Choć tyle – mruknął Chris, a potem mrugnął do Oscara, niby
po kryjomu, ale tak żeby każdy zauważył i bezgłośnie dodał: - Zawsze razem…
Amy pokiwała głową ze zrozumieniem, jednocześnie sięgnęła po
kawę Johnny’ego. Nie tracąc kontaktu wzrokowego z Chrisem, przechyliła kubek,
tworząc imponującą brązową plamę na posadce gdzieś za sobą. Oscar i Christopher
nawet nie oponowali, obaj mieli identycznie zblazowane miny.
- Ojć. – Dziewczyna dopiero gdy odstawiła pusty kubek,
uśmiechnęła się leciutko. Johnny ze smutkiem sprawdził, czy nie zostało nic z
jego kawy. – Mam nadzieję, że nikt w to nie wejdzie i nie rozniesie po całej
stołówce.
- Przypomnij mi. – Oscar przechylił się, żeby spojrzeć na
przyjaciela. – Dlaczego my ją lubimy…?
- Jest urocza – powiedział Chris, uśmiechając się do Amy tak
promiennie, że przez chwile wydawało mi się, że zrobiło się widniej.
- Jest bogata – dorzucił Charles, jakby to było potwierdzenie
słów Chrisa.
Amy przyjęła oba komplementy, mrużąc oczy jak zadowolony
kociak.
Wakacje z o.o (26)
czyli o przesyłce z domu, morderstwie i rodzeństwie, zmianach postrzegania i śmierci Carlosa.
- Victoria, gdzie do jasnej… Teee, kooochaaana. Figurę to ty masz całkiem dobrą – zauważyła Jenny,
przystając i mierząc mnie krytycznym wzrokiem znawczyni. A ja poczułam się naga
w obcisłych leginsach i podkoszulku do ćwiczeń. – Ale, oj, obie mamy ten
problem płaskiego tyłka – dodała, udając, że ją to smuci.
- Jenny, jak miło cię widzieć. – Chris rozłożył ręce jakby
chciał ją objąć albo po prostu zwrócić na siebie uwagę. – I co gadasz, ja
uważam, że jesteś akurat…
- Zrób jeden komentarz, o moim tyłku, a na swoim nie
usiądziesz przez miesiąc, Mortfel – przerwała mu córka Demeter. A Christopher,
jak to Christopher, uśmiechnął się do niej zadowolony z życia.
- Wiesz, że to zabrzmiało bardzo dwuznacznie?
- Wiem i zamierzam to zignorować. – Brzmiała i wyglądała jak
ktoś, kto właśnie na żywo w programie kulinarnym wsypał do rosołu pół kilo soli
i dalej ten rosół miesza, udając, że kuchni mu nie płonie. – W mojej głowie
brzmiało to lepiej.
I omal się nie uśmiechnęła. Wakacje z o.o (27)
czyli co się robi w łazienkach, powołaniu do ojcostwa i kolejnej imprezie.
– Będę chrzestnym!
Przypadkowy chłopak spojrzał na Charlesa jak na wariata, a
potem równie zdziwiony spojrzał w stronę Nicolasa – bladego jak papier, i Es-
białej jak śnieg.
- Nie szukamy imienia dla…
- Bo już wybraliście! Charles
Ackerman!
- Nie…
- Zostawiacie twoje nazwisko? – Charles spojrzał na Es
krytycznie, po czym wzruszył ramionami. – Brzmi szkocko, ale jak chcecie.
Esmeralda, teraz już nie biała, tylko czerwona na twarzy,
próbowała mu wyjaśnić, że wcale nie wpadli, bo nie mieli okazji, a Charles
starał się jej wytłumaczyć, że nie ma co się wstydzić i nie może tego nazywać
wpadką, tylko „owocem pięknej miłości”. Nicolas przyglądał się im chwilę, po
czym obrócił w moją i Jenny stronę.
- A ja miałem wątpliwości, dlaczego on i Amy tak dobrze się
dogadują.
- Bez kitu. – Jenny uśmiechnęła się z butelką przy ustach.
- I razem będą płakać, gdy nie zostaną chrzestnymi waszych dzieci –
dorzuciłam, nie spuszczając wzroku z Charlesa, który aktualnie potrząsał dłonią
Es i składał już siódme gratulacje. Wakacje z o.o. (28)
czyli o męskiej dumie, mieczu, panicznym lęku i uśmiechniętym Oscarze.
- Jakiś problem?
Zza Petera wyłonił się Norbert, patrząc na mnie
zaciekawiony.
- Tak! On wciska mi coś, czego nie chcę!
- To prezent – wyjaśnił Peter, unosząc rękę wyżej, żeby Norbert
wiedział, o czym mówimy. – Na szczęście.
- Szczęście to ja będę mieć, jak wreszcie dasz mi spokój –
oznajmiłam, otwierając drzwi. – Nie chcę od ciebie żadnych prezentów!
Mina Petera mogła oznaczać dwie opcje. Pierwsza- zrozumiał i
jest zdziwiony dlaczego. Druga- zrozumiał, ale tyle, że jestem dziksza niż myślał
i owszem, marzę urodzić jego dzieci.
Zirytowana zwróciłam się do Norberta:
- Norbert, idziemy, zaraz Turniej.
Po czym zamknęłam za sobą drzwi. (...)
Zza drzwiami, pierwszy odezwał się Peter:
- Leci na mnie.Wakacje z o.o. (29)
czyli o chińskim plastiku, pomysłach, byciu twardym, strychu i planie
- Arthur! – rozległo się za nami. – Arthur, zobacz!
Odwróciłam się. Z chłopakami stała Helen, córka Apolla,
która też brała udział w Turnieju. (...)
- O nie, już wzięli zakładników – szepnął bardziej do siebie
niż do mnie syn Tanatosa i ruszył w ich kierunku.
- I co Rowllens, co mu nagadałaś?
- Nic. – Spojrzałam na Thomasa, który patrzył na mnie i
uśmiechał się sceptycznie. (...) – Przyznałam mu rację, że jesteście dla niego
okropni, a Arthur się zgodził wam pomóc.
- To to tak działa…? – Thomas spojrzał na brata z grymasem
niedowierzania na twarzy. – Jak ci powiem, że faktycznie cię gnębię, to
pomożesz mi wydepilować Judy brwi dziś w nocy?
Na samą wizję tego Arthur pobladł, utkwiwszy gdzieś przed
sobą wzrok. Pewnie już miał halucynacje wściekłej Judy rano. Wściekłej Judy bez
brwi.
Wakacje z o.o. (30)
czyli o Betty, rekinie, nauce podrywu, dofinansowaniu Arthura i wściekłym Chejronie.
- Myślicie, że przyszłe pokolenia będą o nas czytać? – odezwał się Charles. – Wiecie, tylu już próbowało zniszczyć Wyrocznię, a mimo to przetrwała tyle lat… A nam się to udało i to niechcący.
- Może nawet zrobią o nas powiedzonko – dodał cynicznie Christopher. – Syzyfowa praca, puszka Pandory, okrutny jak Tantal, durny jak Charles…
- Jak długo ten rekin będzie działać?- zapytałam Thomasa. – Skoro się pojawił, to zniknie, co?
Jego mina i wzrok utkwiony gdzieś przed sobą wskazywały, że raczej tego nie możemy być pewni.
- Nie wiem…
- Nie było napisane na tej fiolce?
- Jakby była informacja o znikaniu, to najprawdopodobniej też o pojawieniu się rekina – zauważył. – I raczej bym jej nie wziął.
- Raczej – mruknęłam.
*
- To może spróbujemy tak… (...) Spróbuj udawać, że jesteś jego dziewczyną.
- Nie chcę być jego dziewczyną! – jęknęła blondynka.
(...) Nic dziwnego. W sumie, kazałam jej właśnie wyznawać uczucia dwóm starszym chłopakom, potencjalnie przystojnych i „fajnych”. Każda czternastolatka na jej miejscu już dawno spaliłaby się ze wstydu, uciekła lub przynajmniej straciła język w gębie.
- Nie chcę być dziewczyną żadnego z nich… - dodała, próbując ukryć dłońmi palące się ze wstydu policzki.
- Nie musisz udawać konkretnie Es… - zasugerowałam, a Inez parsknęła, powstrzymując śmiech.
Alex zamknął oczy i najprawdopodobniej żałował, że nie zadźgał mnie skalpelem, gdy miał okazję.
- To ja z nią zerwałem – mruknął, ignorując opartego o moje ramię i wyjącego ze śmiechu Charlesa.
Wakacje z o.o. (31)
czyli o ujawnieniu sekretów, wyjątkowym papierze toaletowym i nowym boskim adoratorze.
- Kryłam was! Prawie tam wlazł!
(...)
- Nie macie tu obozowego magazynu z papierem, że przybiega do nas…?!
- Nasz papier jest lepszy! – zawołała, broniąc siebie i Charlesa. – Osobiście rysuję na każdej rolce i kawałku serduszka!
- Te wzroki, to nie nadruk, a czerwony marker…?! – Ja zwariuję! - Nie, nie ważne! Czemu mu powiedziałaś?!
- A komu innemu miałam? Nicolasowi?! – Sama się zaśmiała przerażona tym pomysłem. – Kochana, do obiadu sam prezydent wysłałby ci list z gratulacjami, gdyby Nick się dowiedział.
Wydałam z siebie jęk bezradności, ale ją puściłam. Usiadłam na podłodze obok dziewczyny, opierając się o czyjeś łóżko.
- Mam ochotę cię zatłuc – przyznałam. – Ich też.
- A już czułam się wyróżniona – prychnęła cynicznie, gramoląc się na kolana. Zgromiłam ją spojrzeniem, ale nic nie powiedziałam.
*
- A tobie, śliczna panno, jak mogę pomóc? (...)
- Yyyy. – To podchwytliwe pytanie? Postanowiłam nie ryzykować. – Ja… Ja również chciałam przeprosić.
- Ty też brałaś w tym udział? – Apollo uniósł brwi i odchylił zdziwiony głowę do tyłu. Po czym uśmiechnął się do mnie promiennie. - Niemożliwe.
Chwała seksizmowi…
(...)
- Nie mogę uwierzyć, że namówili do czegoś takiego tak śliczną duszyczkę.
Zarumieniłam się i skromnie zasłoniłam usta palcami.
- Ja też nie – przyznałam. – Poza tym, ja tylko stałam obok i ładnie wyglądałam(...).
- W to nie wątpię.
Mamo, znalazłam męża. Rezerwuj salę na wesele.
Wakacje z o.o. (32)
czyli dlaczego Charlesowi nie mówi się sekretów, o tajemnicy kto uznał Vicky i zakazanej miłości.
- Moje gratulacje – mruknęłam, próbując ukryć rozbawienie widząc, jak bardzo jest zmieszany. Oparłam się o drzwi i wskazałam na niego ręką, w geście, że może zaczynać. – Słucham.
- Słuchasz-co?
- Przeprosin – odparłam, krzyżując ręce przed sobą.
Thomas spojrzał na mnie, standardowo, jak na idiotkę. Nic nowego. (..)
- Przecież właśnie cię przeprosiłem.
- Nie. Powiedziałeś, że powinieneś to zrobić. „Powinienem cię przeprosić” – przypomniałam mu, unosząc brwi z politowaniem. – A więc słucham. Kajaj się przede mną.
Bił się z własnymi myślami – zniżyć się do przeproszenia mnie, czy nie.
- Jak cię przeproszę, nie będziesz się zachowywała jak idiotka przy bogach?
- A jak mnie w końcu przeprosisz, i może je przyjmę, to będziesz milszy? – odparowałam, unosząc brwi. - Beznadziejne przeprosiny.
Wakacje z o.o. (33) cz. 1
czyli uznania i tajemnic ciąg dalszy, że robienie dzieci jest fajne i grupowym Aresa.
- To był jakiś szantaż! – zawołała, ruszając w moją stronę.
W popłochu prześlizgnęłam się Thomasowi pod ramieniem i zrobiłam z niego tarczę, żeby obronił mnie i mój kubeczek. Poskutkowało, bo zanim blondyna mnie dopadła, Thomas zdążył złapać ją za ramiona i utrzymać w bezpiecznej odległości ode mnie.
- Demokracja przemówiła – czknęłam, wychylając się zza niego, co tylko bardziej rozzłościło dziewczynę.
- Rowllens, nie pomagasz.
Oj, gdyby tylko wiedział, że jednak pomagam. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie zawołać „dawaj Thomas, bijcie się!”. TO by dopiero było przeciwieństwo pomagania.
- Nie możesz się tu zjawiać i mianować się grupową! Grupowym jest ktoś zasłużony, szanowany wśród rodzeństwa.
- Nic dziwnego, że do tej pory go nie mieliście – skwitowałam, niestety na głos.
czyli o trudnych powrotach do domku, Marsjaninach i dziecku Hery.
- Potem?! – powtórzyła z niedowierzaniem.
- Potem! – zawołałam, żeby wiedziała, że nie kłamię.
- Jak to potem?!
- No potem!
- JESZCZE potem?!
- Tak, potem!
Chyba nie o to jej chodziło, bo pokręciła głową, próbując oczyścić umysł. Nic z tego, moja droga, szampan tak łatwo nie zniknie z organizmu…!
- Dlaczego nic o tym nie wiedziałam?!
- Bo nie pytałaś!
- Jak miałam pytać, nie wiedząc?!
- Miałaś nie pytać!
Teraz to już była czysta rywalizacja która krzyknie głośniej i z większą pretensją.
- To teraz pytam!
- Ha! – zaśmiałam się jej w twarz. - A teraz to wiesz, więc za późno!
czyli o jeszcze cięższych porankach, tapecie w telefonie, detronizacji orz braku sensu Turnieju.
- Victoria.
Podkuliłam ramiona, jakbym dzięki temu miała stać się niewidzialna. Niestety podświadomie czułam, że ktoś właśnie za mną stanął. Utwierdzało mnie w tym zaciekawione spojrzenia mojego rodzeństwa, wpatrujące się gdzieś za mnie. Nie mając wyboru, odwróciłam się.
- O, Peter – mruknęłam, próbując przełknąć kanapkę. – Dobrze, że jesteś. Nie mogłam znaleźć naszego stolika, więc postanowiłam zjeść tu…
Przerwało mi pełne politowania spojrzenie chłopaka, który zaraz zrobił krok w bok, tak, żebym mogła zobaczyć gromadkę dzieci Aresa siedzących dwa metry dalej. Cholera. Byłam tu już dwa tygodnie, mogłam zwrócić uwagę, że stół Aresa to ten obok naszego.
- Nadal jestem pijana – oznajmiłam, jakby to wszystko tłumaczyło.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że skoro nie jesteśmy spokrewnieni…
- Jak to nie? – jęknęłam.
(...)bycie córką Aresa stanowiło moją jedyną szansę, by unikać Rudego Księcia z Bajki. I liczyłam, że Peterowi zajmie dłużej niż parę godzin zorientowanie się! Moje oczekiwania nie były raczej wygórowane- czy ktokolwiek poza mną go słyszał? Jakim cudem odkrył prawdę w jedną noc?
Podkuliłam ramiona, jakbym dzięki temu miała stać się niewidzialna. Niestety podświadomie czułam, że ktoś właśnie za mną stanął. Utwierdzało mnie w tym zaciekawione spojrzenia mojego rodzeństwa, wpatrujące się gdzieś za mnie. Nie mając wyboru, odwróciłam się.
- O, Peter – mruknęłam, próbując przełknąć kanapkę. – Dobrze, że jesteś. Nie mogłam znaleźć naszego stolika, więc postanowiłam zjeść tu…
Przerwało mi pełne politowania spojrzenie chłopaka, który zaraz zrobił krok w bok, tak, żebym mogła zobaczyć gromadkę dzieci Aresa siedzących dwa metry dalej. Cholera. Byłam tu już dwa tygodnie, mogłam zwrócić uwagę, że stół Aresa to ten obok naszego.
- Nadal jestem pijana – oznajmiłam, jakby to wszystko tłumaczyło.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że skoro nie jesteśmy spokrewnieni…
- Jak to nie? – jęknęłam.
(...)bycie córką Aresa stanowiło moją jedyną szansę, by unikać Rudego Księcia z Bajki. I liczyłam, że Peterowi zajmie dłużej niż parę godzin zorientowanie się! Moje oczekiwania nie były raczej wygórowane- czy ktokolwiek poza mną go słyszał? Jakim cudem odkrył prawdę w jedną noc?
czyli o podsłuchiwaniu, szukaniu Esmeraldy, teoriach spiskowych i kolejnych kłótniach.
- Thomas! – zawołałam, żeby na pewno mnie usłyszeli w środku. Syn Tanatosa uniósł brwi, patrząc na mnie jak na wariatkę.(...)
- Chcesz ze mną poszukać… Esmeraldy?
- Nie.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie. A ten tylko pochylił się do mnie jak do przygłupiego dziecka i z satysfakcją uśmiechnął się, że niby „nie mam pojęcia co ty do mnie mówisz, Rowllens; czyżbym psuł ci jakiś chytry plan? Szkoda.”. Doskonale wiedział, że chcę żeby się zgodził, dlatego też się nie zgodził. (...)
- Yhym – mruknął, gdy nie odpuszczałam. Uniósł jedną brew i posłał mi sceptyczne spojrzenie. - Najwyraźniej jednak marzę o tym, żeby znaleźć Esmeraldę.
Kiwnęłam głową na znak, że to jest poprawna odpowiedź.
- A więc chodźmy szukać Esmeraldy – dodał głośno, przesadnie wyraźnie i stuprocentowo nienaturalnie.
- Chcesz ze mną poszukać… Esmeraldy?
- Nie.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie. A ten tylko pochylił się do mnie jak do przygłupiego dziecka i z satysfakcją uśmiechnął się, że niby „nie mam pojęcia co ty do mnie mówisz, Rowllens; czyżbym psuł ci jakiś chytry plan? Szkoda.”. Doskonale wiedział, że chcę żeby się zgodził, dlatego też się nie zgodził. (...)
- Yhym – mruknął, gdy nie odpuszczałam. Uniósł jedną brew i posłał mi sceptyczne spojrzenie. - Najwyraźniej jednak marzę o tym, żeby znaleźć Esmeraldę.
Kiwnęłam głową na znak, że to jest poprawna odpowiedź.
- A więc chodźmy szukać Esmeraldy – dodał głośno, przesadnie wyraźnie i stuprocentowo nienaturalnie.
czyli o próbie mordu Chejrona, adopcji i ciężkich tematach.
- Przykro mi. Jednak tylko ja cię adoptuję.
- Amy – wciął się Thomas. Chłopak stał obok niej ze skrzyżowanymi rękoma. – Nie adoptujesz Arthura.
- Pff! – Amy bardzo rozbawił ten żart. Popatrzyła na Thomasa, jakby zwariował. – Oczywiście, że to zrobię.
- Nie, nie zrobisz.
- Bo co? – zaśmiała się, nadal nie traktując jego słów poważnie. – Bo mi zabronisz? Uważaj, bo będziesz pierwszy, któremu się uda!
Wakacje z o.o. (37)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz