ŻYCZĘ MIŁEGO POWROTU DO SZKOŁY, BUAHAHAHAHAH.
Żartuję, niestety też wracam. Moja ostatnia rada: stay alive.
Okay,
to nie był najbardziej wymarzony scenariusz, jaki mógłby mieć miejsce. Ale,
hej, mogłoby być dużo gorzej.
W
pierwszej chwili, kiedy Vicky wyciągnęła moją rękę w górę, pomyślałam „o ja
pierdolę”. Wiem, niezwykle głęboka reakcja, ale tylko na to mogłam się w tamtym
momencie zdobyć. Bo za cholerę nie spodziewałabym się, że sprawy zajdą w tym
kierunku. Potem zdecydowanie ochłonęłam, ale widząc, jak Victoria przejmuje się
moją reakcją, uznałam, że nie będę jej wyjaśniać sytuacji i udawałam, że naprawdę
byłam wściekła. Warto było, w decydującym momencie wyglądała jak zastraszony
hipopotam.
I
wszystko byłoby w porządku, gdyby nie Nicolas Ackerman i jego cholerny wzrok.
Kiedy
odchodziłam od Vicky i Thomasa, zostawiając ich sam na sam (modląc się, żeby się
zupełnie przypadkiem nie pozabijali),
zaczęłam zmierzać w kierunku mojego przyjaciela, stojącego niedaleko sceny. I
nie wiedziałam, czy się bać, czy też może... bać.
No
stał. No kurde po prostu stał i się patrzył. Na mnie. A ja z każdym krokiem się
kurczyłam coraz bardziej, a gdy byłam kilka kroków od niego zastanawiałam się,
w skali od jeden do dziesięciu jak bardzo mnie zauważy. I w skali od jeden do
dziesięciu jak małe są moje szanse na dyskretną ucieczkę.
I
po licznych kalkulacjach w obu skalach mi cholera dziesięć wychodziło.
Więc
szłam, zgarbiona, i nawet nie miałam za kim się schować, bo tłum znacznie się
przerzedził. I nie miałam na kogo zwalić, że mnie na przykład znokautował i
musiałam... nie wiem, położyć się na ziemi i udawać żółwia.
-
Nick – zaczęłam, uśmiechając się i nerwowo przygryzając wargę. – Ja ci to
wyjaśnię. Ja naprawdę... no... ja
serio nie wiedziałam. – Starałam się jak najlepiej nakreślić sytuację, i
właśnie widzicie, jak mi to wychodziło. A ten buc nadal tam stał, nadal jego
twarz nie wyrażała żadnych, absolutnie żadnych emocji. – No jak cię kocham nie
miałam pojęcia, że Victoria coś takiego odwali. – W miarę jak mówiłam, Nicolas
robił się... dobra, żartuję, nadal się tak dziwnie na mnie patrzył. – Ja w
ogóle to nie wiedziałam... eee, no o co chodzi w tym Turnieju i... i to nie był
mój pomysł... No powiedzże coś!
No
nareszcie jakaś reakcja. Nick uniósł brwi, nadal się na mnie patrząc. Ja
patrzyłam na niego, a on na mnie, ja na niego, a on... wybuchnął śmiechem.
Głupi
kretyn.
-
O kicia – rechotał, wyciągając ramię i wieszając się na moim ciele. – Ty i
Vicky będziecie pierwsze uciekać z tej cholernej Areny.
-
Nicolas, zaraz cię zapiszę na kurs pocieszania.
-
Nie ma czegoś takiego.
-
Już jest.
Wywróciłam
oczami, a w międzyczasie Nick trochę się uspokoił. Wziął mnie pod rękę i ruszył
z miejsca, ciągnąc mnie za sobą.
-
Szczerze, to zastanawiałem się, czy cię opieprzyć.
-
Możesz mi podać dzień, kiedy nie zastanawiasz się, czy mnie opieprzyć? –
Uśmiechnęłam się, patrząc na niego z boku. Na jego twarzy nadal widniał
baaardzo szeroki uśmiech, a oczy mu zawadiacko błyszczały. No cholera, był
rozbawiony.
-
A mogę – prychnął. – Jak się poznaliśmy.
-
Mhm,, bo wtedy to się nawet nie zastanawiałeś.
-
No, ale się liczy. O, i jeszcze wtedy, jak...
-
...jak zaciąłeś się obieraczką? – spytałam niewinnie, wydymając usta i udając,
że nie patrzę na jego reakcję. Wytrzeszczył oczy, uśmiech momentalnie zszedł mu
z twarzy, a ręce opadły.
-
Czy możemy o tym nie wspomina...
-
Nie – ucięłam, zadowolona biorąc go pod rękę i wskazując otwartą dłonią na
grupkę herosów, krzątających się przy Arenie. – Patrz, oni jeszcze nie słyszeli
całej historii o obieraczce i delikatnych rączkach Nicolasa. Och, cały Obóz nie
słyszał jeszcze historii o obieraczce i delikatnych rączkach Nico...
-
Ani mi się waż. – Nick z wrażenia aż się zatrzymał. Zaśmiałam się.
Cała
historia o obieraczce i delikatnych rączkach Nicolasa zamyka się w gruncie
rzeczy w pięciu minutach i pięciu dialogach. Pierwsza minuta i pierwszy dialog
opierał się na tym, że kazałam Nickowi obrać ogórki do sałatki, którą mieliśmy
zrobić na przyjazd jego cioci. Druga i trzecia minuta opierała się na
przekleństwach Nicolasa oraz wyzwiskach w stronę biednej, niewinnej obieraczki.
-
OjezuEsprzeciąłemsięratujjezujezujezu.
-
Co zrobiłeś?
-
ES JA KRWAWIĘ!
-
Nicolas, ty ledwo drasnąłeś naskórek.
-
OBOŻEUMIERAM.
No
a potem musiałam latać i szukać apteczki, podczas gdy Nick leżał na kanapie z
ręcznikiem, po długich namowach zamoczonym przeze mnie w ciepłej wodzie, na
czole.
-
Ale wiesz, że ciepła woda przyspiesza proces krwawien...
-
Nie, bo ja nie lubię zimnej wody.
-
Ale...
-
Es, mogłabyś ze mną nie dyskutować w godzinę mojej śmierci?
Aż
dziwne, że krwawił i umierał, a jednocześnie mógł się tak rzucać.
-
To była chwila słabości – teraz odburknął z wyrzutem, przewracając oczami.
-
Podczas której krzyczałeś, że umierasz – dopowiedziałam, uśmiechając się
szeroko. – Faceci.
-
Ooo, ależ nie tylko faceci mają chwile słabości – oznajmił mi, puszczając
oczko. Poczochrał sobie włosy i stanął, zadowolony z siebie.
-
Oświecisz mnie? – spytałam, zaplatając ramiona i również się zatrzymując.
Uniosłam brwi w geście oczekiwania.
-
Kobiety – odparował. – Zawsze znajdą jakiś powód, żeby wszcząć kłótnię o byle
co.
W
duchu po pierwsze przyznałam mu rację (chociaż sama nie wierzyłam, że to
zrobiłam), ale też zaczęłam przeszukiwać mózg, żeby znaleźć konkretny
przypadek, kiedy coś takiego się wydarzyło.
No
niby było, ze chciałam biszkopt, a ten sobie wymyślił ciasto czekoladowe na
urodziny naszego wspólnego kolegi... Kiedyś też spadłam z huśtawki, bo ten
pajac źle ją przywiązał, a ten mi zarzucił, że widocznie nie utrzymało mojego
ciężaru.
-
No dobrze, przepraszam, że nie odzywałam się przez dwa dni, jak mi
powiedziałeś, że nie mogę być Po z teletubisiów – burknęłam, przewracając
oczami. – Ale... ale to było hańbiące!
-
Tłumaczyłem ci – odpowiedział spokojnie Nick, wciskając ręce do kieszeni swoich
spodni. – Mogłabyś być tym odkurzaczem, Nono, on świetnie ciągnie.
-
A ty mógłbyś być wiatrakiem, oboje kiepsko dmuchacie – rzuciłam, lekko
prychając. Przewróciłam oczami i zaplotłam ramiona.
-
Ała – zaśmiał się, łapiąc się za serce. – Ja cię komplementuję, a ty mnie
obrażasz.
-
Jak to był komplement, to ja jestem Po z teletubisió...
-
Nie jesteś Po z teletubisiów.
-
No i sam sobie odpowiedziałeś – oznajmiłam wesoło, śmiejąc się. Zdmuchnęłam
kosmyki włosów z twarzy, bo zaczęły mi przeszkadzać. Naprawdę, zawsze, jak
miałam dobry humor, to moje włosy szalały i ciągle mi leciały... wszędzie. No
kurde, wszędzie. – Ale jeśli ci nie chodzi o kłótnię o teletubisie, to naprawdę
już nie wiem, o co.
-
Kobiety – powtórzył, a na jego twarz wypłynął sarkastyczny uśmiech. – Zawsze
znajdą sobie powód do dyskryminacji.
Z
wrażenia aż otworzyłam usta i odruchowo rozglądnęłam się, szukając wzrokiem
Vicky. Popatrzyłam na schody, ale tam nikogo nie było. Szybki rzut okiem na
scenę, ale tam też nikogo nie znalazłam. Ogólnie w promieniu kilkudziesięciu
metrów nie było nikogo więcej niż kilku herosów, albo siedzących na ziemi, albo
stojących i rozmawiających. Zero Vicky, zero... zero nikogo.
-
Zamknij szczenę, jeszcze nie jesteś Nono.
-
Spieprzaj. – Wywróciłam oczami, ale wargi zacisnęłam. Nick parsknął, pocierając
kark. – To nie był mój pomysł, mówię ci jeszcze raz, na spokojnie – stwierdziłam,
a kiedy mój przyjaciel tylko się zaśmiał, przewróciłam oczami. – No serio.
Byłam tak samo zaskoczona jak większość siedzących na tym zebraniu osób.
-
I dlatego dałaś się w to wciągnąć? – zapytała sarkastycznie, ale pod tym
sarkazmem kryło się poważne pytanie. Och, czy on naprawdę zawsze musiał tak
wszystko maskować i ukrywać?
-
Po części – zgodziłam się. – Ale jakby się nad tym zastanowić...
-
NA WSZYSTKICH BOGÓW!
Odwróciłam
się w kierunku, skąd dobiegał głos. Nie zdążyłam jednak nic zarejestrować
oprócz chmary brązowych włosów, lecących mi na twarz.
Naprawdę,
ja te głupie włosy kiedyś obetnę. Ale byłam prawie, na jakieś dziewięćdziesiąt
osiem koma czterdzieści osiem tysięcy sześćset
trzydzieści osiem procent (i tak wiem, że nikomu by się nie chciało czytać tej
liczby) pewna, że to nie one wykrzyczały „NA WSZYSTKICH BOGÓW”.
Kiedy
odwróciłam się z powrotem w stronę Nicka, przede mną stała nieco niższa ode
mnie dziewczyna, uśmiechająca się promiennie. Patrzyłam prosto w jej
bladoniebieskie tęczówki, wbijające wzrok w moją twarz w jednocześnie
dziewczęcy i pełen nadziei sposób. I ta laska miała...
Brązowe
włosy.
Hura,
czyli to one poleciały mi na twarz! Czyli nie muszę ścinać swoich kłaków.
Dobrze, bo je chyba mimo wszystko lubię.
-
Szturmuj, Eva! – usłyszałam zza swoich pleców męski głos, jednak tak pełen
rozbawienia, że aż mi się miło zrobiło, a na serduszku cieplej. Żartuję, miałam
nadzieję, że to nie jakiś psychopata z wesołym akcentem. Normalnie to bym się
odwróciła, ale za bardzo się bałam, że znowu
dostanę w twarz włosami.
-
Sebastian? – zdziwił się Nicolas, ale uśmiechnął się. Oho, kolejny. - No i po
co tu przyjechałeś niby?
-
O ty zdradziecka suczo – zaśmiał się głos, który po chwili zmaterializował się
w plecy dość wysokiego chłopaka z czupryną blond włosów i szelkami. Razem z
Nickiem wykonali swoiste powitanie, składające się z serii przybić piątek,
żółwików, fok, beczek i tym podobnych.
A
ta laska dalej stała i się na mnie patrzyła z uśmiechem na twarzy.
Zaczynałam... zaczynałam się bać. No, ale raz Esmeraldzie śmierć.
-
Hej, jestem Esmeralda – przedstawiłam się, uśmiechając się delikatnie i lekko
wymuszenie, bo, mimo wszystko... no kurde ten wyszczerz!
-
Wiem – odpowiedziała, unosząc kąciki ust i odsłaniając rząd ładnych, białych
ząbków.
Um.
Tak. No cóż... to dużo wyjaśnia. Bogowie, zabiję Nicka.
-
Znaczy, Evangelina jestem – poprawiła się, wyciągając rękę. Niepewnie
uścisnęłam jej dłoń – była bardzo ciepła i delikatna w dotyku, ale... ten
uśmiech! Myślałam, że zaraz ucieknę z płaczem, bo wyglądała, jakby chciała mi
zajrzeć w duszę. – Ale wszyscy mi mówią Eva bo krócej ale ojeju tyle o tobie
słyszałam i w ogóle to jesteś serio tak śliczna jak opowiadał nam Nick w sumie
chłopak dobrze trafił bo ojeju i wyglądasz uroczo twoje włosy się zawsze tak
kręcą?
Wszystko
dziewczyna powiedziała na jednym wydechu, nie przestając się uśmiechać. Wydawało
mi się, że w jej wypowiedzi nie było ani kropek, ani przecinków, ewentualnie
zastąpiła je słowami „ojeju” i... „i”.
-
Och, Nicolas, naprawdę mówiłeś, że jestem śliczna? – zapytałam sarkastycznie,
patrząc na mojego przyjaciela, który prychnął, rozbawiony. Obok niego stał, tym
razem przodem, ten chłopak. I... no, jeśli to był kumpel Nicolasa, to nieźle
trafiłam. Miał wyraźnie zarysowaną szczękę, zapadłe policzki i piękne, piwne
oczy. Wąskie wargi układał w uśmiech, a ręce niedbale opierał na szelkach,
podtrzymujących mu spodnie. Miał w sobie pełno luzu, ale też takiego czegoś w
rodzaju... otwartości. Kiedy tak stał, aż miało się ochotę do niego podejść i
pogawędzić, bo po prostu wyglądał na bardzo towarzyskiego.
-
Evie pomyliło się ze „ślamazarną” – wyjaśnił Nicolas, a ja wydęłam wargi na
widok tego, jaki jest z siebie zadowolony. Sebastian zaśmiał się wesoło, a jego
śmiech był tak zaraźliwy, że aż się uśmiechnęłam.
-
Jacha czacha, ty pantoflarzu – rzucił, trącając Nicka ramieniem. Kąciki moich
warg powędrowały jeszcze wyżej. Szlag, już go lubię. – Seba jestem.
-
Esme... nie, czekaj, niech zgadnę, już wiesz – stwierdziłam, prychając z rozbawieniem.
– Wydaje mi się, że Nick opowiedział o mnie połowie Obozu.
-
Z moich obliczeń wynika, że więcej niż połowie – oznajmiła Eva pogodnym głosem.
– Mam nawet statystyki!
-
Rozczaruję cię, ziom, ale ona ma statystyki
– poinformował mnie usłużnie Seba, kiwając głową. – Ale spoko, nie tylko twoje.
-
Czy przez to mam się poczuć lepiej? – zapytałam, ale było to pytanie w stu
procentach retoryczne.
-
A i owszem, Esmi, bo pomaga świadomość, że jest tysiąc pięćset sto dziewięćset
osób, które mają własne kartoteki – wytłumaczył Nicolas.
-
Właściwie to segregatory – poprawiła go Eva, obracając się w jego kierunku i
błyszcząc ząbkami. – Za dużo informacji.
-
Jeśli chcieliście mnie pocieszyć, to bardzo mi przykro, ale wam nie wyszło –
uśmiechnęłam się promiennie. Sebastian na ten widok też uniósł kąciki ust w
górę. – Nawet Nicolas mnie nie wspiera.
-
Tu sei cosὶ scopata che tu non ѐ necessario
il mio aiuto mio sole *Jeteś tak walnięta, że nie potrzebujesz mojej pomocy,
moje słońce* - rzucił szybko Nick, na co wywróciłam oczami. Seba spojrzał
na niego i uniósł brwi do góry.
A
Eva wydawała się niewzruszona niczym, nadal błyszcząc ząbkami i wlepiając wzrok
w Nicolasa.
-
I co to niby miało znaczyć? – westchnęłam, bo, jak podejrzewałam, wypadało się
przyzwyczaić do nadużywania języka włoskiego. Szlag by ich wszystkich.
-
Że jesteś pojebana – wytłumaczył mi mój przyjaciel, posyłając mi całusa, a ja
aż sobie z tego wszystkiego prychnęłam.
-
Naprawdę, wyzywasz mnie po włosku? – zapytałam, zaplatając ramiona.
-
Tak serio to powiedział, że jesteś tak porąbana, że sobie poradzisz –
sprostował Seba, wyciągając rękę i klepiąc mnie po barku.
-
E pazzo
di te *I szaleję za tobą* - dodał Nick, a ja wyrzuciłam dłonie w powietrze,
powodując wybuch śmiechu w Evy. Gdy się na nią popatrzyłam, uniosła brwi w
górę, a potem je opuściła.
No naprawdę, ja przy nim zwariuję. Zwariuję,
osiwieję, a potem wyłysieję, a tego naprawdę nie chcę, bo, jak już chyba
zdążyłam wspomnieć, jednak lubię moje włosy. Są irytujące, ale je lubię. To
taka trochę metafora Nicolasa.
-
Mógłbyś od razu tłumaczyć te swoje wywody, wszystkim byłoby lżej.
-
Ohoh, Nicolas – zachichotał Sebastian (serio! Zachichotał tak... no takim
chichotem, ale takim chichotem że dziewczęcym chichotem). – Oj, ty sprośna
bestio.
-
Seba... – zaczął Nick ostrzegawczym tonem, ale od razu na jego plecy spadła
otwarta dłoń jego kumpla i aż się chłopak zapowietrzył.
-
Oj no przetłumaczyłbym ci, moja droga, ale, ohohoh, nie chcesz tego usłyszeć – ciągnął
blondyn, szczerząc się jak nienormalny. Czułam się lekko... skonsternowana.
-
Właśnie, ona nie chce tego usłyszeć – potwierdził Nick, wymierzając mu łokieć w
żebra.
-
Nicolasku ty mój, a w jakim stopniu ona nie chce tego usłyszeć, hmmm? – zapytał
Sebastian, oddając mu. – No powiedz.
-
A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w dupę?
-
A chciałbyś być pierwszy?
-
A ja chciałabym się dowiedzieć, co on do diabła powiedział – oznajmiłam,
patrząc, jak Nicolas pociąga za szelki i je puszcza wprost na plecy Seby.
Blondyn tylko wydał z siebie długie „ałaaa” i popatrzył na kumpla, jakby ten
zjadł mu gofra. – Eva, czy ty znasz włoski?
-
Nie, ale ich wymiana zdań jest interesująca, więc tu sobie postoję –
odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami.
-
Oj, daj spokój – zaoponował Sebastian, opierając łokieć na ramieniu swojego
kumpla. – On powinien się urodzić we Włoszech, wszyscy mielibyśmy trochę
spokoju.
Nick
spojrzał na niego jakby ten mu właśnie zjadł ostatnie ciasteczko, po czym
strącił z siebie jego rękę.
-
Mam przyjaciela do sprzedania – zwrócił się do Evy, łapiąc Sebę i stawiając go
przed sobą. – Glanc nówka nieśmigana, po promocyjnej cenie za paczkę
„Prezydentek”. – Mówiąc to, okręcał go, prezentując go z każdej strony. – Mogę
dorzucić Felixa, jak już wróci.
-
Chyba będę ich musiała trzymać pod łóżkiem – zastanowiła się Eva, przejeżdżając
Sebastiana z góry na dół wzrokiem. Zrobiłam krok i ustawiłam się obok niej,
zaplatając ręce za plecami. – Ale paczka „Prezydentek” to trochę wygórowana
cena. Nie dałabym pół nawet za ciebie, Nicolas.
-
Weź ich – stwierdziłam. – Dorzucę ci Nicka w gratisie, pod warunkiem, że
pomożesz mi odebrać od niego te „Prezydentki”. – Cokolwiek to było, chciałam to
zobaczyć. A jeśli to było żarełko, to zjeść. Trzeba korzystać z życia.
-
Cholera, kicia, następnym razem sama sobie będziesz kupowała czekoladę –
stwierdził Nick, na co pokazałam mu język.
-
I tak nie lubiłam tych truskawkowych, co mi kupowałeś – oznajmiłam, a on udał,
że chwyta się za serce. Oczywiście, że lubiłam
te czekolady, ja lubię każdą czekoladę, ale nie musiał o tym w tamtej
chwili wiedzieć. Kiedyś mu sprostuję.
-
Ale jak widać je wżerałaś – odparował, mierząc mnie wzrokiem. No cymbał.
-
Wiesz, Eva, możesz go sobie wziąć w zupełnym gratisie, nawet ci te całe
„Prezydentki” dorzucę.
-
Ale będą mi hałasować – powiedziała, opierając brodę na pięści. – I brudzić.
Wiesz, jak faceci brudzą?
-
O, wypraszam sobie – rzucił Sebastian, kładąc ręce na biodrach. – Umiem nawet
obsługiwać miotłę, ziom! Nie dyskryminuj mnie.
-
Sebuniuniu – zacmokała Eva, kręcąc głową. – Ale smycz kosztuje.
-
Jesteś okropna.
-
Ale mogę cię wynająć do zamiatania u Hypnosa – zaproponowała, uśmiechając się
wesoło.
-
Eva odpłaci w naturze – dodał Nicolas, puszczając mi oczko.
-
Chciałoby się, pierdoło – odpowiedziałam, też puszczając mu oczko. Eva zaśmiała
się i przybiła ze mną piątkę. Przynajmniej zszedł jej z twarzy ten dziwny
uśmieszek.
-
Nie, Eva odpłaci w jednorożcach – sprostował Seba. – Chcę zielonego.
-
O, to ja chcę...
-
Ryby dzieci i te dwa cymbały głosu nie mają – stwierdziłam.
-
Uchwalmy to. – Eva pokiwała głową, uśmiechając się spontanicznie.
-
Wiesz, kto nie będzie miał głosu? – spytał Sebastian, unosząc brwi i patrząc
wprost na mnie. – Simon, jak dorwie ciebie i Victorię.
Momentalnie
oklapłam. Ojeju, czemu każdy musiał mi o tym przypominać! Jakbym miała
niewystarczającą ilość problemów z tym Turniejem. Z przygotowaniami do niego na
czele. Dobra, żartuję, prędzej zjem upichconą krowę ze skrzydłami niż pójdę na
trening.
-
Ale... będzie aż tak źle? – spytałam, krzywiąc się. I nie spodziewałam się w
sumie innej odpowiedzi, niż twierdzącej. Może, dla rozjaśnienia sytuacji,
podsumowujmy dotychczasowe działania Victorii Rowllens (i procentowego udziału
mojego, ograniczającego się do końcowego braku protestu), która a) wkopała nas
w ten Turniej, b) rozwaliła Simonowi czy jakkolwiek mu tam drużynę, tym samym
c) wsadzając dwie laski, które nigdy nie trzymały w rękach sztyletów, co nam
daje w efekcie d) trójkę w miarę rozsądnych herosów - przynajmniej miałam taką
nadzieję - na nas dwie, które prawdopodobnie wszystko zepsują.
-
Nie, spoko, Simon pod tym względem jest w porządku – zaprzeczyła Eva, a ja w
myślach odetchnęłam z ulgą.
-
Tak, krzyczeć będzie, kiedy już przegracie ten Turniej – dodał Seba,
uśmiechając się promiennie.
Mhm.
Tak, dzięki, Seba, ja też zawsze w siebie wierzyłam.
-
Oj no nie straszcie jej – zaoponował Nick, wyciągając rękę i czochrając mi
włosy. – Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby Simon krzyczał.
Nie
do końca wiedziałam, co o tym sądzić, bo no w porządku, niezbyt lubię, jak ktoś
się na mnie wydziera, ale z drugiej strony... z drugiej strony jakby na
przykład by się gapił na mnie morderczym wzrokiem, ale mówił spokojnie, czego
nie lubię jeszcze bardziej?
Co
robić, jak żyć...?
Tylko
nie wydawało mi się to w porządku. Ba, to nie było w porządku, bo wtranżalamy
się gościowi do drużyny (znaczy Vicky się wtranżala, ale ja w sumie też nic z
tym nie robię), przez co niemal jest pewne to, że jednocześnie traci on szanse
na zwycięstwo. Średnio wierzę w cuda, a my się chyba nawet bić nie potrafimy.
I... i nagle się poczułam winna.
Popatrzyłam
na Nicka i westchnęłam ciężko.
-
Czy moglibyście mnie wziąć do tego Simona? Jak mnie teraz zabije, to może
chociaż nie zginę w tym głupim Turnieju.
***
-
Kawy? Herbaty? Trutki na szczury?
Eva
stała przede mną z rozanieloną miną, wpatrując się we mnie swoimi błękitnymi
oczami. Już widzicie, jak proponuje napój.
Po
tym, jak zdecydowałam się na swoje samobójstwo, Nicolas oświadczył, że skoro
Thomas spieprzył, to pewnie jak zwykle on musi ogarnąć te papiery w Wielkim
Domu. Zlecił Evangelinie zabranie mnie do domku Ateny, gdzie powinien znajdować
się nasz (mój, ale to nadal brzmiało
głupio) drużynowy. Po czym zabrał dupę w troki i razem z Sebą sobie poszli.
-
Nie masz denaturatu? Jaka szkoda – odpowiedziałam zgryźliwie, siadając
naprzeciwko Sabiny na krześle obok stołu.
Domek
bogini mądrości był w gruncie rzeczy ładny. Majestatyczny budynek zbudowany z
marmuru, prosty, z gładkimi ścianami i białymi zasłonami i, patrząc do środka,
mnóstwem książek, map, zwojów i wszystkiego, na czym można pisać. Założę się,
że jakbym tam wparowała, to odszukałabym tablice z X wieku przed nasza erą (o
ile coś takiego istnieje. Przepraszam, akurat z historii to jestem słaba, może już
zdążyliście zauważyć). Proste i klasyczne zabudowanie najwyraźniej w zupełności
wystarczało mieszkańcom.
-
Możesz pójść do Hermesa. Oni zawsze mają denaturat – oświadczyła ze spokojem
Sabina, wlewając soku do swojego kubka. Spojrzałam na nią z szeroko otworzonymi
oczami. Wyglądała niezwykle elegancko, zwłaszcza porównując ze stylem innych
dziewczyn, które zdążyłam zobaczyć w Obozie. Przede wszystkim w oczy rzucał się
jej długi blond warkocz, opadający luźno na lewą pierś. Do tego dobrze skrojony
czarny żakiet, zwykła biała bluzeczka i obcisłe ciemne rurki. Oczy z szarymi
tęczówkami podkreśliła kredką do oczu, pasującej kolorem do dżinsów. Założyła
nogę na nogę, machając stopą w balerince.
-
A Nick mi nic nie powiedział - mruknęłam
do siebie, po czym dodałam normalnym tonem: - Macie Inkę?
-
Jaaaaasne! – zawołała z wielkim entuzjazmem, Eva. – Mamy! Nick cię nauczył pić
kawę? Ooooo, najsłodsza Afrodyto, to takie słoooodkieee – zaczęła piszczała,
zanim zdążyłam czemukolwiek zaprzeczyć. Westchnęłam głęboko.
-
Macie tę Inkę? – ponowiłam pytanie, zaplatając ręce na piersi. Z drugiej strony
Sab z wdziękiem podniosła szklankę i, z wyprostowanym małym paluszkiem,
przytknęła ją do ust.
-
U Hypnosa zawsze mamy Inkę. Kawa, a nie pobudza! – stwierdziła szczęśliwa Eva,
klapiąc na podłodze przede mną. – Jest Inka. Zrobić ci?
-
Może jednak nie – zmieniłam zdanie. Może, jeśli Simon w kryzysowym momencie
zacząłby na mnie krzyczeć, uda mi się zemdleć. Przynajmniej wtedy będę mogła
powiedzieć, że kawy sobie nie wypiłam. Nikt nie musi wiedzieć, że to
nic-nie-robiąca-Inka.
Spojrzałam na siedzącą po turecku dziewczynę.
Delikatny sweterek, na który opadały brązowe kosmyki falowanych, wręcz lekko
kręconych włosów był w błękitnym kolorze i tylko podkreślał lazur jej tęczówek.
Popatrzyłam na nią pod innym kątem. Drogie ciuchy, idealna skóra i ufne
spojrzenie. Wyglądała na córkę jakiejś bizneswoman, która nie do końca poznała
życie. Albo inaczej- której to życie nie zostało do końca wytłumaczone.
- Nie denerwuj się, Esmeral – zaczęła mnie uspokajać
Sabina, elegancko odkładając filiżankę na spodek. – Mój brat to człowiek do
rany przyłóż. Na pewno cię nie zabije.
Ale pewnie będzie patrzył. A ja sobie będę siedzieć z
poczuciem winy. I...
- Kogo nie zabiję? – usłyszałam męski głos,
dobiegający gdzieś z okolicy reszty domków. Dobrze, Es, jeśli teraz nie
wskoczysz pod stół, już nie będziesz miała szansy. Trzy...
- O, Simon, skarbie mój najdroższy – zaszczebiotała
Eva, wstając i podbiegając tam, gdzie ja się nawet bałam odwrócić. Dwa... – A bo ci przyprowadziłam Es.
Szlag by to, jeden i pół... jeden i jedna czwarta...
Szlag by to, nie zrobię tego.
- Boże, sorry – wybuchnęłam, gwałtownie się obracając
w kierunku męskiego głosu.
Moim oczom ukazał się wysoki, ale nie chudy, chłopak.
W pierwszej chwili pomyślałam, że chłopak jest chyba niewidomy, nie mogłam
dostrzec tęczówek. Ale chwilę później
ogarnęłam, że on ma tęczówki,
tyle, że szare, podobne do tych Sabiny, tylko jaśniejsze. Miał piegi, ale nie
były widoczne na pierwszy rzut oka. Ogólnie posiadał bardzo męskie rysy twarzy
i, za co od razu dostał ode mnie plusa, dupę na brodzie. Wyglądało to naprawdę
uroczo.
– Ja naprawdę nie chciałam, Vicky to na poczekaniu
wymyśliła... – zawiesiłam się, kiedy ogarnęłam, że chłopak na mnie patrzy tak,
jak wcześniej Nicolas. Dobra, u tego jeszcze można było dostrzec zdumienie. – A
tak w ogóle to Es jestem.
- Słyszałem – stwierdził z opanowaniem, kiwając głową.
– Chciałabyś się czegoś dowiedzieć w sprawie drużyny? Przegapiłem kolację, więc
się trochę spieszę. – Uśmiechnął się lekko.
Wszystko co mówił było takie... no nienaganne. Mam na
myśli, że wypowiadał dokładnie każdą zgłoskę, nie przeciągał, kładł dobry
akcent, nie krzywił się przy tym, nie robił min, jak to ja czy większość moich
znajomych ma w zwyczaju. Ale miał bardzo, jakkolwiek to nie zabrzmi, ciepły
wzrok. Od razu się rozluźniłam, bo Simon był taki spokojny. Automatycznie poczułam
się tak, jakby wszystko było w porządku. Chyba nie znałam dotąd takiego typu
ludzi, nie poczułam tego na własnej skórze.
- Ja tylko... – zawiesiłam się, bo chłopak pochylił
głowę, jakby chciał mnie lepiej usłyszeć, jednocześnie zachęcając do tego,
żebym mówiła dalej. Od razu poczułam się okropnie, bo cały czas pamiętałam o
tym, że z razem z Vicky mu przekreśliłyśmy drużynę. – Przepraszam, że to tak
wyszło, nie chciałyśmy cię pozbawiać szans na wygraną.
Zabrakło mi języka w gębie. Nie znałam gościa ale, jeju,
czułam tak ogromne poczucie winy z jego powodu, ale jednocześnie nie
wiedziałam, jak go przeprosić. A on mi wcale tego nie ułatwiał.
- W porządku – odpowiedział, uśmiechając się.
- Jeśli będzie ci trzeba pomóc czy coś, to zawsze
mogę...
- Oczywiście. Dziękuję. – Skinął głową. W sumie to
wcale nie miałam planów deklarować mu pomocy, ale... ale tak wyszło. Boże,
naprawdę się z tym źle czułam.
I Boże, co za dziwny człowiek.
Skonsternowana Es podczas przekomarzań Nicka i Seby na temat włoskiego.
Ja się Nicolasowi nie dziwię, przecież mógł od tego umrzeć. Ale coraz więcej widzę w nim wspólnego z Amy i to jest tak baardzo urocze, że ojeju ;33
OdpowiedzUsuńI ta jego reakcja, tak samo jak Es dla Vi- tylko czekał, żeby zacząć się cieszyć jak dzieciak <3 Oni są razem tacy cudowni. Ja nie wiem, jak ja wytrzymałam już prawie dwa lata bez informacji, co z NIMI będzie. No nie- wiem, że będą razem, każdy to wie. Ale czekam na to, aż to będzie w kanonie ;p
Evangelina, ona powinna dostać nagrodę za poznawanie ludzi. I czy tylko ja ją widzę w przyszłości w FBI albo jakimś innym CIA? Bosko by jej się tam pracowało, jestem pewna ;pp
To fajnie, że Es wpadła na to, żeby przeprosić Simona. No bo jednak ma rację- oni teoretycznie nie mają szans wygrać (i jestem pewna, że nie wygrają; nie zrobicie oczywistego manewru "ha, niech wszyscy myślą, że nie wygrają a tu bum!, wygrają!" jesteście na to zbyt dobre). i też zachowanie Simona mi się spodobało, choć trochę mnie przeraża ten człowiek. Ale jestem bardzo ciekawa, jaki on będzie dalej.
Powodzenia w nowym roku szkolnym!
Little, ty zawsze wszystko zauważysz :) bardzo się cieszę, że ci się podoba! Kurczę, to powodzenie się przyda :') Tobie również powodzenia!
UsuńNawet nie wiecie jak bardzo się cieszyłam jak znalazłam waszego bloga, właśnie takiej tematyki szukałam! ❤ Rozdział super, komentowanie mi za bardzo nie wychodzi, po prostu nie umiem tak ładnie podsumować rozdziału jak inni, wiec tylko zostawiam ślad i czekam na następny, Nat 😀
OdpowiedzUsuńJa za kawę i herbate podziękuję, ale trutkę na szczury chętnie. Ewentualnie, jeżeli Eva ma, to na nauczycieli. Choć tą na szczury też nie pogardzę. mam na dzieję, że u Was- autorek i czytelników- w szkole dobrze, znajomi fajni, a przedmioty zapowiadają się ciekawo ;D
OdpowiedzUsuńI w tym wszystkim, w tym pierwszym prawdziwym dniu szkoły... a raczej po. No ale suma sumaru chodzi mi o to, że wejście tutaj i przeczytanie nowego rozdziału było czymś potwornie przyjemnym. I tak jak w wakacje siedziałam i czytałam to opko z myślami "oooo, ale fajne wakacje szkoda że ja takich teraz nie mam" to teraz nagle poczułam się przerażona "mamo, dlaczego tu są wakacje, gdzie moje wakacje, jak to się dzieje, że ktoś może mieć wakacje?!".
Rozdział miodzio ;p I zgadzam się z Little Princes- Eva zrobiłaby życiową karierę w CIA lub FBI. Tylko kto inny powinien przesłuchiwać ludzi, ona by ich zbyt przerażała. I chyba wypadałoby powiedzieć kilka słów o nowym ludku, ale szczerze to nie umiem. Oki, na razie wydaje się być ciut dziwny, jakby był jakimś mega ścisłym i zamkniętym w środku siebie umysłem, ale poza tym to też fajny się wydaje. Mnie na przykład rozbawił i polubiłam go. No ale nie chcę na razie mówić swojego końcowego zdania, bo serio serio serio- za mało go. Wniosek? Piszcie więcej i szybko kolejne rozdziały!! <33
Eos