Dziękuję za Wasze ciepłe słowa w komentarzach. Niby to maleńka aktywność (adekwatna do mojej), ale nawet to potrafi bardzo zmotywować, żeby na chwilę odpalić starego laptopa i wrócić do tego porzuconego hobby, jakim było pisanie Wakacji.
Szczęśliwego Nowego Roku!
ROWLLENS XXV
- No siema - oznajmił Charles wciskając się pomiędzy mnie i
Chase’a.
Omal nie wybił mi oka łokciem, kiedy stawiał przed sobą tackę
z jedzeniem. A właściwie to jedzenie na tacce, bo więcej było jedzenia niż
tacki. I to jakiego. Spaghetti, schabowy z ziemniakami, talerz surówek i dwie
butelki coli, a pod pachą ściskał paczkę…kabanosów?
- Postanowiliśmy się przysiąść, żebyście nie siedzieli sami
- wyjaśnił Christopher, który zdążył już dosiąść się obok Suzanne i Nicolasa, a
teraz rozkładał przed sobą talerz z pierogami i jakaś warzywną paciają z ryżem
- Sami? - mruknęła Suze unosząc brwi i znacząco patrząc na
swoje rodzeństwo i na mnie.
- Tak markotnie wyglądaliście, że aż nam się smutno zrobiło.
– Charles posłał jej pełne współczucia spojrzenie i pokręcił głową. Wyglądał
jakby to go naprawdę zasmuciło i jakby chciał przekazać Suzanne, że wspiera ją
w tak trudnej sytuacji. – Ech, odkąd Esmeraldy tu z wami nie ma… Nic nie jest
takie samo.
Spojrzałam na niego z politowaniem, prosząc, by nie robił z
siebie jeszcze większego idioty.
- Esmeralda została uznana, nie umarła.