Wakacje z o.o. (29)



Pisząc ten rozdział rozpisałam się i to aż za bardzo. Dlatego podzieliłam go na dwa. I dlatego następny jest gotowy, ale już tylko w połowie. A w obliczu sesji nie obiecuję go szybko, ale trzymajcie kciuki (: . 
Dziękuję Wam bardzo za komentarze. To jeden z głównych 'motywatorów' do dalszego publikowania. Jesteście niesamowici, że nadal to czytacie!
Gwiazda


ROWLLENS XXIX


Z ulgą oparłam się o ścianę, gdy zamknęłam za sobą drzwi wejściowe na Arenę, prowadzące do szatni. Cholera, miałam dosyć.
Choć rzucanie do celu i wywoływanie uśmiechu na twarzy Oscara pomogło, nadal czułam się nieswojo. Szczególnie, gdy ta uśmiechnięta blond buźka znikła i straciłam zajęcie, które skupiało moje myśli. W chwili zakończenia Turnieju znowu zostałam z nimi sama. A choć lęk i strach na planszy Aresa był sztucznie wywołany i nieuzasadniony, to i tak niesmak pozostał. Pomimo braku konkretnego punktu zapalnego- czegoś, co by ten lęk wywoływało, było moją faktyczną fobią, realnym lękiem, to doskonale zapamiętałam uczucie paniki, jakie wtedy mi towarzyszyło. Teraz dopiero się bałam. Bałam się, że nigdy tego nie zapomnę lub co gorsza, kiedyś faktycznie się tak poczuję.
- Victoria?
Odwróciłam głowę.

Wakacje z o.o. (28)


O jejku jejku jejku!
Wielkie wydarzenie- wstawiam rozdział!
Przede wszystkim, chcę podziękować za komentarze, które pojawiają się tu raz na jakiś czas. Gdyby nie one już dawno bym to rzuciła w głąb laptopa i tylko czasem wspominała. A tak to czuję się zobowiązana Wam też pokazać pomysł na to opowiadane jaki znam ja i co ja jeszcze wiem, czego nie zdążyłam napisać.
Rozdział jest najpewniej z dużą ilością błędów. Napisałam cały dziś, od zera, bo nienawidzę opisywać Turnieju i nigdy nie wiem jak. I nawet nie miałam siły sprawdzić.
Z dobrych wiadomości- kolejny rozdział mam gotowy, już od roku, w większej części. Dlatego nie jest taką blokadą jak ten, nie będzie mnie tak odstraszał.
Szczęśliwego Nowego Roku, kochani.
Gwiazda

ROWLLENS XXVIII

Nicolas po raz setny od początku tygodnia, tysięczny odkąd się znamy, a czterdziesty pięty od dzisiejszego poranka, spróbował na wszelki wypadek jeszcze raz sprawdzić, czy jak popatrzy na mnie wyjątkowo nienawistnie, to zniknę. Nie, nic z tego. Nadal siedziałam naprzeciwko włoskiego pomiotu szatana i uśmiechałam się mrużąc przy tym oczy.
- Mój penis, to moja sprawa.
Słysząc to, Amy dała widelcem znak, że chce coś powiedzieć, ale najpierw musi przełknąć pomidora. Nick zrobił minę, jakby miał się rozpłakać. Nic dziwnego – bo co niby Amy mogła mieć do powiedzenia po takim zdaniu? Też bym się bała.
© grabarz from WS | XX.